Była 26. minuta meczu. Lewandowski popatrzył w niebo, wziął kilka głębokich oddechów, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, i ruszył w kierunku piłki. Wytrzymał próbę nerwów, tradycyjnie zwolnił tuż przed oddaniem strzału, zmylił bramkarza i pewnym uderzeniem z jedenastu metrów dogonił rekord Gerda Muellera.

O legendzie niemieckiego futbolu nie zapomniał. Pod meczową koszulką miał t-shirt ze zdjęciem byłej gwiazdy Bayernu i dedykacją "4ever Gerd", zaprezentował go przed kamerami. Moment później odbierał już gratulacje od kolegów z drużyny, sztabu trenerskiego i działaczy, którzy przy linii bocznej zrobili dla niego szpaler. Tak pisze się historię.

Dalszej jej części nie zobaczyliśmy (gola na 2:1 strzelił Leroy Sane), choć okazje były i niewiele brakowało, by wyczyn Muellera został poprawiony już w sobotnie popołudnie. Ale nic straconego, Lewandowski będzie miał jeszcze jedną szansę, by ustanowić własny rekord, który może tak samo pozostanie nietknięty przez kolejne pół wieku. W następną sobotę Bayern podejmie Augsburg.

To wspaniały tydzień dla polskiej piłki. W czwartek cała Borussia Dortmund żegnała Łukasza Piszczka po wygranym finale Pucharu Niemiec, teraz wielkie chwile przeżywa Lewandowski.