W dwóch ostatnich spotkaniach tych drużyn Legia wbiła Wiśle dziesięć bramek i tylko dwie straciła. Jej trenerem był wówczas Aleksandar Vuković. Jego następca widocznie bardzo wierzył w prawo serii i chyba nie przewidział, że Wisła może wyrządzić jego drużynie krzywdę. Nie miał żadnego pomysłu i nie reagował kiedy działo się źle. Czesław Michniewicz patrzył na buty i kłócił się z sędzią, bo takiego przebiegu wydarzeń nie brał pod uwagę.
A trener Wisły Peter Hyballa najwidoczniej dokładnie obejrzał te przegrane mecze, bo mimo że miał słabszych zawodników, wiedział jak nimi pokierować jako zespołem. Wisła od początku grała bardzo agresywnie, nie pozwalała legionistom wyprowadzić piłki, zmuszała ich do błędów i niecelnych podań.
Jeśli legioniści mimo to przedostawali się pod pole karne, czekali tu na nich skuteczni obrońcy. W pierwszej połowie nie oddali na bramkę Mateusza Lisa ani jednego groźnego strzału. Ten sposób gry przyniósł Wiśle sukces już w 12. minucie. Na lewym skrzydle Gieorgij Żukow skutecznie przetestował swój drybling na Joelu Valencii po czym podał na pole karne. Tam Yaw Yeboah wyprzedził Artura Jędrzejczyka i strzałem po ziemi w róg bramki zdobył dla gospodarzy prowadzenie.
Joel Valencia, który w barwach Piasta został uznany za najlepszego gracza ligi, w Legii nie może się odnaleźć. Tym razem to Yeboah grał tak, jak Valencia dwa lata temu. Nic dziwnego, że kiedy nadarzyła się okazja, Jędrzejczyk ostro na środku boiska zaatakował Yeboaha, „żeby sobie nie myślał”.
W drugiej połowie obrońcy Legii popełniali błędy, po których dwukrotnie w znakomitych sytuacjach znalazł się Felicio Brown Forbes. Dwukrotnie jednak pojedynki z nim wygrywał Artur Boruc.