Lech sam sobie winien. Musiał wygrać w Liege, jednak z drużyną, którą trzy tygodnie temu pokonał 3:1 zagrał zbyt bojaźliwie. Można było odnieść wrażenie, że bardziej myślał o tym, żeby nie przegrać i został ukarany.
W pierwszej połowie lechici nie przeprowadzili ani jednej składnej akcji. Jedyny strzał, i to niecelny, oddał Mikael Ishak w doliczonym czasie, kiedy dostał piłkę w wyniku przypadku, a nie przemyślanego podania.
Gospodarze nie grali dużo lepiej, ale trzykrotnie byli bliscy zdobycia gola. Za każdym razem, w dość niebezpiecznych sytuacjach dobrze bronił Filip Bednarek. To był nudny mecz, a w wykonaniu Lecha słabszy, niż trzy wcześniejsze. Poznaniacy nawet kiedy przegrywali z Benficą i Rangersami robili lepsze wrażenie.
Tym razem całkowicie zawiedli ci, którzy zazwyczaj decydują o wyniku: druga linia z Pedro Tibą, Danim Ramirezem i Jakubem Moderem. Bardziej angażowali się w obronę, nie potrafili przytrzymać piłki, Ishak nie otrzymał od nich żadnego dobrego podania. Nie atakowali boczni obrońcy Tymoteusz Puchacz i Bohdan Butko, który na prawej stronie zajął niespodziewanie miejsce Alana Czerwińskiego.
Mający przewagę gospodarze skomplikowali sobie sytuację w doliczonym czasie pierwszej połowy. Środkowy napastnik Obbi Oulare, najgroźniejszy zawodnik Standardu, sfaulował w środku boiska Jakuba Modera i z drugą żółtą kartką wyleciał z boiska.