Liverpool nie chce być jak Chelsea

Ruszyła angielska Premier League. Beniaminek z Leeds postawił się na Anfield broniącemu tytułu Liverpoolowi. Gol Mateusza Klicha.

Publikacja: 13.09.2020 21:00

Mateusz Klich – drugi Polak, który zdobył bramkę w debiucie w Premier League. Jego Leeds przegrał na

Mateusz Klich – drugi Polak, który zdobył bramkę w debiucie w Premier League. Jego Leeds przegrał na Anfield z Liverpoolem 3:4

Foto: afp

Kurtyna poszła w górę i choć aktorów wciąż oklaskiwać można tylko przed telewizorami, już jeden z pierwszych spektakli usatysfakcjonował publiczność.

Ambicje Leeds, nowicjusza prowadzonego przez ekscentrycznego trenera Marcelo Bielsę i wracającego na salony po 16 latach przerwy, wykraczają daleko poza utrzymanie. Potwierdził to sobotni mecz na Anfield. Liverpool do 88. minuty musiał się bić o zwycięstwo. Duża w tym zasługa Mateusza Klicha, który strzelił gola na 3:3. Przedstawienie skradł jednak Mohamed Salah, to on postawił pieczęć na pierwszej wygranej mistrzów, wykorzystując rzut karny i kompletując hat tricka.

Czasy niepewne

Liverpool ubiegły sezon zakończył z 18-punktową przewagą nad Manchesterem City, ale trener Juergen Klopp przestrzegał przed nadmiernym optymizmem. Lista pretendentów do tronu bardzo się wydłużyła, mimo to na Anfield nikt nie uległ wyścigowi zbrojeń. W myśl zasady, że mistrzowskiej jedenastki się nie zmienia.

– Żyjemy w niepewnych czasach. Dla niektórych klubów to nie ma znaczenia, bo są własnością państw albo oligarchów. Można się poprawiać dzięki transferom, ale także dzięki treningom i konsekwentnej pracy. Nie zamierzamy być rozrzutni jak Chelsea – mówi Klopp.

Chociaż za wygranie Premier League Liverpool zarobił 175 mln funtów, sprowadzono dotąd tylko greckiego obrońcę Olympiakosu Pireus Kostasa Tsimikasa (za niecałe 12 mln). Zrezygnowano z walki o Timo Wernera, za którego Chelsea nie wahała się zapłacić 53 mln. Roman Abramowicz po zniesieniu zakazu transferowego rozbił bank, do Londynu trafili też Kai Havertz, Hakim Ziyech i Ben Chilwell. Kosztowali w sumie 230 mln, tyle w ciągu jednego okna nie wydał wcześniej nawet Manchester City.

Na Stamford Bridge przybył również m.in. doświadczony Thiago Silva (z PSG, za darmo). A to jeszcze nie koniec wzmocnień, zakupów dokonywać można do 5 października. Czy ta ofensywa przyniesie oczekiwane efekty?

– Nie da się ściągnąć 11 świetnych zawodników i tydzień później stworzyć z nich najlepszego zespołu na świecie. To wymaga czasu – zauważa Klopp.

Trener Liverpoolu formę rywali będzie miał okazję sprawdzić już w niedzielę. Ale wcześniej Chelsea spotka się na wyjeździe z Brighton (poniedziałek, 21.15, Canal+ Sport).

Mocna grupa pościgowa

Przy rozmachu londyńczyków blakną nawet letnie ruchy Manchesteru City. Sprzedanego do Bayernu Leroya Sane zastąpić ma skrzydłowy Valencii Ferran Torres (21 mln), a obronę wzmocnić Nathan Ake z Bournemouth (40 mln). Nic nie wyszło z transferu Leo Messiego, ale cel pozostaje niezmienny – odzyskanie mistrzostwa. W zeszłym sezonie City ponieśli aż dziewięć porażek, co nie zdarzyło się wcześniej żadnej z drużyn prowadzonych przez Pepa Guardiolę.

Podrażniony utratą trofeum zespół arabskich szejków oraz Chelsea wydają się najgroźniejszymi konkurentami Liverpoolu, ale nie można też zapominać o Manchesterze United. Tak jak w Londynie natchnąć do sukcesów swoich następców ma Frank Lampard, tak na Old Trafford zadanie to realizuje z powodzeniem Ole Gunnar Solskjaer. Młoda ekipa Czerwonych Diabłów wsparta kupionym z Ajaxu Donnym van de Beekiem (40 mln) może namieszać.

Czy stać też na to dwójkę z północnego Londynu? Rozbity Arsenal od grudnia skleja Mikel Arteta. Efekty już widać, bo Kanonierzy sięgnęli po Puchar Anglii, a nowy sezon zaczęli od wysokiego zwycięstwa nad Fulham (3:0). W Tottenhamie głód trofeów (gablota nie wypełniła się od 2008 roku) miał zaspokoić Jose Mourinho. Ale Portugalczyk – kiedyś specjalista od wygrywania – od trzech lat sam nie świętował jakiegokolwiek sukcesu, wystawiając swój przydomek „The Special One” na śmiech ze strony krytyków. Może w pierwszym pełnym sezonie pracy w Londynie pokaże, że z tej wyjątkowości jeszcze coś zostało.

Kądzior debiutuje w Kraju Basków

Z roku na rok konkurencja w Premier League jest coraz większa, bo w czołówce zadomowiły się również Wolverhampton i Leicester, które w niedzielę pokazało miejsce w szeregu beniaminkowi z West Bromwich (3:0). Kamil Grosicki porażkę kolegów oglądał z ławki i wygląda na to, że będzie spędzał na niej więcej czasu niż na boisku. Jego klub wykupił z West Hamu utalentowanego skrzydłowego Grady’ego Dianganę.

Nie licząc Klicha, który został drugim Polakiem z golem w debiucie w Premier League (po Janie Bednarku), nie był to udany weekend dla naszych piłkarzy. Bednarek został zmieniony już po pierwszej połowie, a Southampton przegrał 0:1 z Crystal Palace. Łukasz Fabiański nie uratował przed porażką West Hamu (0:2 z Newcastle).

Przybywa Polaków w Anglii, wreszcie będziemy mieć też swojego reprezentanta w Hiszpanii. Damian Kądzior po dwóch latach spędzonych w Chorwacji zrobił kolejny krok w karierze i podpisał kontrakt z Eibar. Kosztował 2 mln euro.

Kądzior z Dinamem świętował dwukrotnie mistrzostwo, dwa razy został najlepszym asystentem ligi, poznał smak gry w Champions League i Lidze Europy. W klubie chcieli, by został, dali mu dużą podwyżkę, jeszcze w kwietniu przedłużył umowę, ale brakowało mu większych wyzwań. Kiedy pojawiła się szansa na wyjazd do Hiszpanii, poprosił o transfer.

W Kraju Basków będzie mógł spełnić marzenia o występach przeciw ukochanemu Realowi oraz Atletico i Barcelonie. Wcześniej musi jednak wywalczyć miejsce w składzie. Debiut ma już za sobą. W sobotnim meczu z Celtą (0:0) wszedł na ostatnie pół godziny.

Może z Hiszpanii będzie też miał bliżej do kadry. Na razie rozegrał w niej tylko cztery spotkania, w ostatnim – z Izraelem w eliminacjach mistrzostw Europy – strzelił gola. Zamieszkał w Bilbao, z okien może podziwiać stadion San Mames. W czerwcu przyszłego roku Hiszpanie podejmą tam Polaków w fazie grupowej Euro. A Kądzior nie chciałby być wówczas widzem.

Krajobraz po tsunami

Tytułu w Hiszpanii broni Real, ale to Barcelona od kilku tygodni jest na czołówkach gazet. Porażka 2:8 z Bayernem w Lidze Mistrzów, przyjście nowego trenera Ronalda Koemana, pożegnanie kilku zawodników z Luisem Suarezem na czele, a przede wszystkim telenowela z Messim w roli głównej – przez Camp Nou przeszło tsunami.

Messi nie chciał się procesować z klubem w sprawie rozwiązania kontraktu, nie chciał też narażać rodziny na stres związany z przeprowadzką. Ale nie ukrywa, że jeśli w Barcelonie nic się nie zmieni, za rok temat transferu znów się pojawi. I wtedy powstrzymać go przed wyjazdem będą w stanie już tylko łzy synów.

Na razie kapitan wrócił na statek. Z uśmiechem na ustach – jak zauważyły media nie tylko hiszpańskie – zagrał w sparingu z Gimnastic Tarragona (3:1) i czeka na następne mecze. Barcelona – podobnie jak inni pucharowicze: Real, Atletico, Sevilla i Getafe – dopiero szykuje się do sezonu. Kądzior pierwsze ze swoich marzeń będzie miał szansę spełnić tuż przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy do Eibar przyjedzie Real.

Kurtyna poszła w górę i choć aktorów wciąż oklaskiwać można tylko przed telewizorami, już jeden z pierwszych spektakli usatysfakcjonował publiczność.

Ambicje Leeds, nowicjusza prowadzonego przez ekscentrycznego trenera Marcelo Bielsę i wracającego na salony po 16 latach przerwy, wykraczają daleko poza utrzymanie. Potwierdził to sobotni mecz na Anfield. Liverpool do 88. minuty musiał się bić o zwycięstwo. Duża w tym zasługa Mateusza Klicha, który strzelił gola na 3:3. Przedstawienie skradł jednak Mohamed Salah, to on postawił pieczęć na pierwszej wygranej mistrzów, wykorzystując rzut karny i kompletując hat tricka.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego