To był pokaz ofensywnego futbolu na miarę finału europejskich pucharów. Strzelanie już w piątej minucie zaczął Romelu Lukaku. Faulowany w polu karnym Belg podszedł do jedenastki, zdobył swoją 34. bramkę w pierwszym sezonie gry w Interze i wyrównał tym samym osiągnięcie Brazylijczyka Ronaldo z 1998 roku.
Były gwiazdor Canarinhos poprowadził wówczas zespół z Mediolanu do triumfu w Pucharze UEFA (poprzednik Ligi Europy), Lukaku też miał takie ambicje, w rozgrywanym na niemieckich stadionach turnieju trafiał w każdym spotkaniu, ale w finale miał godnego przeciwnika.
Luuk de Jong może pozazdrościć Belgowi statystyk, ale w piątek to on skradł mu show, dwukrotnie urwał się obrońcom i po pół godzinie z 1:0 dla Interu zrobiło się 2:1 dla Sevilli. Ciekawostką jest fakt, że Holender stał się pierwszym piłkarzem, który strzelił dwa gole głową w jednym finale Ligi Europy lub Ligi Mistrzów.
Inter szybko wyrównał (Diego Godin), co zwiastowało emocje w drugiej połowie. Długo jednak wynik się nie zmieniał. Kwadrans przed końcem na uderzenie przewrotką zdecydował się Diego Carlos, piłka nie zmierzała do bramki, niepotrzebnie dotknął jej Lukaku i pokonał Samira Handanovicia. Marne to pocieszenie dla Belga, że tej pechowej interwencji nie uznano mu za samobójcze trafienie.
Sevilla nie zwykła przegrywać finałów. To jej szósty triumf. Andaluzyjczycy śrubują rekord. Pięć lat temu, jeszcze z Grzegorzem Krychowiakiem w składzie, zwyciężyli na Stadionie Narodowym w Warszawie. Czy za rok przyjadą też na finał do Gdańska?