Patrząc na to, co wydarzyło się w piątkowy wieczór w Portugalii, przypominały się obrazki z półfinału mundialu w 2014 roku, kiedy Niemcy rozbili Brazylijczyków 7:1.
Żaden zespół nie strzelił wcześniej ośmiu goli w ćwierćfinale Champions League, ale dla ekipy z Monachium nie ma w tym sezonie rzeczy niemożliwych. Barcelonie nie wystarczy zmiana trenera, ona potrzebuje prawdziwej rewolucji.
To miał być pojedynek Roberta Lewandowskiego z Leo Messim, ale tak to już bywa, że bohaterowie pierwszego planu w ważnych meczach ustępują często miejsca innym aktorom.
Argentyńczyk próbował swoich rajdów, po jednym z dośrodkowań o mało nie zdobył bramki. Polak pracował głównie dla kolegów, nie wykorzystał dwóch znakomitych sytuacji, jednego gola mu nie uznano (spalony po analizie VAR), ale w końcówce doczekał się 54. w tym sezonie trafienia.
Wieczór ten należał jednak do Thomasa Muellera i Ivana Perisicia. Pierwszy do dwóch bramek dołożył asystę, drugi szalał na skrzydle i miał udział w sumie przy trzech golach.
Mueller to najlepszy asystent Bundesligi, zwykle to on wykłada piłkę Lewandowskiemu, ale w piątek role się odwróciły. Po dośrodkowaniu Perisicia i wymianie podań z polskim asem Mueller już w czwartej minucie dał Bayernowi prowadzenie.
Samobójcza bramka Davida Alaby tylko na chwilę wytrąciła mistrzów Niemiec z rytmu. Barcelona popełniała fatalne błędy w obronie, a Bayern niczym wytrawny pięściarz wykorzystywał jej oznaki słabości. Minęło pół godziny i Katalończycy leżeli na deskach.
Zaczął Perisić płaskim strzałem w długi róg, podwyższył pewnym uderzeniem Serge Gnabry, a swojego 23. gola w fazie pucharowej dorzucił Mueller (lepsi są tylko Messi i Cristiano Ronaldo). To było dziewięć minut, które wstrząsnęło Messim i spółką.