Pandemia skróciła ligowcom wakacje do czterech tygodni, ale zagraniczne kluby i tak zdążyły wyrwać wielu zespołom zęby trzonowe. Ekstraklasa podczas wakacyjnej przerwy straciła dwóch najlepszych strzelców (Christian Gytjkaer, Igor Angulo), piłkarza sezonu (Jorge Felix) oraz trzech czołowych nastolatków (Radosław Majecki, Bartosz Białek, Przemysław Płacheta), a w kolejce do wylotu stoją jeszcze Michał Karbownik i Kamil Jóźwiak.
Zagraniczne gwiazdy opuściły Polskę w pogoni za zarobkiem, co potwierdza, że dla doświadczonych zawodników nasza liga nie jest przesadnie atrakcyjna. Jednak najlepsze, co Ekstraklasa ma na sprzedaż, to krajowe talenty. Śląsk Wrocław zarobił na Płachecie 3 mln euro, Zagłębie Lubin na Białku – 5 mln, a Majecki pobił rekord ligi, wzbogacając budżet Legii Warszawa o 7 mln euro.
Powrót gwiazd
Odpływ gwiazd to melodia każdego kolejnego lata, nowością jest to, że mistrz kraju wreszcie przed rywalizacją w europejskich pucharach się nie osłabił, tylko wzmocnił. Legia latem pozyskała sprawdzonych w Ekstraklasie Rafaela Lopesa i Filipa Mladenovicia, pukającego do reprezentacji Chorwacji Josipa Juranovicia, odbudowującego karierę Bartosza Kapustkę oraz Artura Boruca, czyli legendę klubu.
Podopieczni Aleksandara Vukovicia otworzyli sezon bezbarwnym meczem z Linfield FC w eliminacjach Ligi Mistrzów (1:0), ale rozgrywki Ekstraklasy i tak zaczynają jako faworyt. Martwić może ich chyba tylko to, że sezon zakończy się na fazie zasadniczej, którą ostatnio rzadko wygrywali.
Obrońcom tytułu może zagrozić Lech Poznań, którego trener Dariusz Żuraw chce grać najładniejszą piłkę w Polsce, ale najpierw Mikael Ishak z FC Nuernberg musi zastąpić w strzelaniu goli Gytkjaera.