Legia Warszawa zdobyła mistrzostwo Polski i ten tytuł oznacza spory zysk, bo mistrz kraju dostanie nie tylko wypłatę za pierwsze miejsce w tabeli (ponad 5 mln zł), ale także premię dla zespołu reprezentującego kraj w eliminacjach Ligi Mistrzów. Wyniesie ona 12,6 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w poprzednim sezonie (5,2 mln zł). Wzrost nagród to zarówno efekt nowego kontraktu dotyczącego praw telewizyjnych, jak i zmiany reguł podziału zysku, które w kwietniu ubiegłego roku ustaliła rada nadzorcza Ekstraklasy S.A.
Miejsce we władzach ligi zajmują przedstawiciele najsilniejszych ekip, bo cztery z siedmiu miejsc mają zagwarantowane najlepsze kluby poprzedniego sezonu (obecnie Grzegorz Jaworski z Piasta Gliwice, Dariusz Mioduski z Legii, Adam Mandziara z Lechii Gdańsk i Jakub Tabisz reprezentujący Cracovię). Taki układ sprawił, że o zasadach krojenia finansowego tortu decydowali najbogatsi, choć podobno większość klubów optowała za bardziej solidarnym układem.
Reguły gry poddano istotnej korekcie. Dziś 44, a nie 55 proc. zysku liga dzieli po równo między kluby (obecnie 6,18 mln zł dla każdego). Nieznacznie wzrósł przydział pieniędzy przeznaczony na premie za ranking historyczny (obejmuje wyniki drużyn w ciągu pięciu ostatnich sezonów) i miejsca w tabeli na koniec rozgrywek. Dużo więcej - 14 zamiast 8,5 procenta - zarobią cztery drużyny reprezentujące Ekstraklasę w pucharach. Czterokrotnie wzrosły ponadto dodatki za Pro Junior System dla drużyn promujących młodzieżowców, pojawiły się też bonusy - spadochrony dla spadkowiczów.
Kawałki tortu są inne, a przy okazji znacznie większe. Pieniędzy do podziału w tym roku jest rekordowo dużo - 225 mln zł, czyli aż o 70 mln więcej niż w poprzednim sezonie.
To wszystko sprawia, że Piast Gliwice oraz Lech Poznań także z finansowego punktu widzenia wciąż mają o co grać, podobnie jak Śląsk Wrocław. Różnica w premii dla pucharowiczów jest spora, bo wicemistrz kraju zgarnie 9,45 mln zł bonusu, a brązowy medalista - 6,4 mln zł.