Górnik Zabrze tylko raz w tym sezonie dał się ograć na swoim własnym boisku, a jego pogromcą na początku rozgrywek okazał się Lech Poznań. Ostatnio zabrzanie spisują się bardzo dobrze, a pokonali u siebie nawet Legię Warszawa. Korona Kielce po mocnym wejściu w odmrożoną ligę i wygranej z Wisłą Płock, straciła sporo punktów i teraz ma "nóż na gardle". Dodatkowo trenerowi Maciejowi Bartoszkowi przed piątkowym meczem wypadli za kartki dwaj ważni obrońcy - Adnan Kovacević i Mateusz Spychała.
Spotkanie mogło zacząć się od szybkiego prowadzenia Górnika, ale Ognjen Gnjatić wybił piłkę spod nóg pędzącego w pole karne Jesusa Jimeneza. W 3. minucie Roman Prochazka uderzył z rzutu wolnego w słupek. Goście odpowiedzieli groźnym ofensywnym wejściem Michaela Gardawskiego, który dośrodkował wręcz wzdłuż końcowej linii i piłka o mały włos nie wpadła do bramki zabrzan. Marek Kozioł musiał ofiarnie interweniować po strzale młodego Piotra Krawczyka, który groźnie strzelił po dośrodkowaniu z prawej strony.
W 18. minucie Górnik wyszedł na prowadzenie. Erik Janża dorzucił piłkę z rzutu wolnego, próbował ją wybić Gnjatić, ale trafił w Georgiosa Giakoumakisa. Grek na raty trafił do siatki gości z Kielc. Było 1:0, a podopieczni Marcina Brosza cały czas przeważali.
W 32. minucie groźnie z prawie 40 metrów z rzutu wolnego uderzał Petteri Forsell i sprawił sporo kłopotów Martinowi Chudemu, który musiał sparować piłkę na rzut rożny. Fin jeszcze raz w tej połowie sprawdził formę słowackiego bramkarza, ale już nie tak efektownie, jak wcześniej.
Korona podniosła się w drugiej połowie. Zaostrzyła się też gra Górnika. W 57. minucie doszło do wielkiego zamieszania, gdy doskoczyli do siebie piłkarze obu drużyn. Sędzia pokazał dwie czerwone kartki. Z boiska wyleciał w zespole gospodarzy Alasana Manneh, a w zespole gości Marcin Cebula.