Dziennikarz Hajo Seppelt od lat zajmuje się problemem niedozwolonego wspomagania w sporcie. To on był jednym z tych, którzy ujawnili system zorganizowanego dopingu w Rosji. Teraz zajął się piłką nożną, do spółki z centrum badań Correctiv.

Ankietę internetową wypełniło 1142 piłkarzy amatorów z Niemiec. Ponad 40 proc. z nich przyznało, że brało środki przeciwbólowe z „powodów pozamedycznych” - w domyśle po to, żeby uśmierzyć ból, zamiast poddać się leczeniu. Autorzy materiałów rozmawiali też z wieloma zawodnikami Bundesligi, którzy opowiadali o swoich doświadczeniach.

Dani Schahin, były napastnik m.in. Fortuny Dusseldorf czy Rody Kerkrade mówił, że brał tabletki zapobiegawczo, żeby nie czuć bólu w kolanie już w 15. minucie meczu. Jonas Hummels (brat Matsa) skończył karierę w wieku 25 lat wspomina, że można mu było mówić dziewięć razy o szkodliwości brania środków przeciwbólowych. Wysłuchałby opowieści dziewięć razy i potem i tak wziąłby co trzeba. Dziś jest ekspertem telewizyjnym. Neven Subotić (były zawodnik Borussii Dortmund) dodaje, że „ibuprofen jest traktowany jak cukierki”. Problem jest też w niższych ligach – w materiale wypowiadają się też przedstawiciele m.in. zespołu Waldhof Mannheim. Powszechnością środków przeciwbólowych u piłkarzy amatorów był podobno zszokowany szef Niemieckiej Federacji Piłkarskiej (DFB) Fritz Keller.

Problem jest duży, a dodatkowo ciężko z nim walczyć, bo WADA nie wpisuje środków przeciwbólowych na listę zakazanego wspomagania. Mówił o tym m.in. dyrektor naukowy WADA Olivier Rabin. Innego zdania jest badacz problemu dopingu z Kolonii Hans Geyer, który wskazuje, że dzięki środkom przeciwbólowym piłkarze mogą grać lepiej niż robiliby to bez zażycia tabletki.

Problem nie jest nowy. Już w 2017 roku były szef medyczny FIFA doktor Jiri Dvorak ostrzegał przed negatywnymi skutkami takich zachowań.