Po wznowieniu sezonu w Bundeslidze Bayern wygrał wszystkie pięć meczów, strzelił 17 goli, stracił tylko cztery. Rozbił m.in. Eintracht (5:2). - Mamy teraz dobry okres, ale rywale potrafią być niebezpieczni w spotkaniach pucharowych - tonował nastroje trener Hansi Flick.
Dwa lata temu Eintracht pokonał Bawarczyków w finale Pucharu Niemiec, rok później dotarł do półfinału Ligi Europy, ale dziś to już inny zespół. Nie zmienia się tylko jedno: gdy przyjeżdża do Monachium, dopada go niemoc. Nie wygrał tam od listopada 2000 roku. I na zwycięstwo przyjdzie mu jeszcze poczekać.
Bayern objął prowadzenie już w 14. minucie. Lewandowski, naciskany przez przeciwników, miał trudności z opanowaniem długiego podania, ale zdążył odegrać piłkę do Thomasa Muellera, ten precyzyjnie dośrodkował na głowę Ivana Perisicia, który bez problemów pokonał Kevina Trappa.
Na bramkę gości w pierwszej połowie sunął atak za atakiem. Świetnej sytuacji nie wykorzystał m.in. Lewandowski, kiedy po podaniu Muellera wydawało się, że wpadnie z piłką do siatki. Innym razem minął dwóch obrońców, ale jego strzał zatrzymał Trapp. Udało się dopiero za trzecim podejściem, kwadrans przed końcem meczu - polski as trafił do pustej bramki, sędzia odgwizdał spalonego, ale po interwencji VAR zmienił decyzję.
Ten gol przyszedł w ważnym momencie, bo kilka minut wcześniej Eintracht wyrównał po akcji rezerwowych: Daichiego Kamady i Danny'ego da Costy. Przez chwilę odzyskał wiarę w zwycięstwo, ale niespodzianki nie sprawił.