Wraca angielska Premier League. Święto na parkingu

W środę wraca Premier League. Liverpool już w niedzielę może być mistrzem Anglii.

Publikacja: 16.06.2020 21:00

Trener Liverpoolu Juergen Klopp: – Uczcimy tytuł wspólnie z kibicami, nawet jeśli będzie to możliwe

Trener Liverpoolu Juergen Klopp: – Uczcimy tytuł wspólnie z kibicami, nawet jeśli będzie to możliwe dopiero w połowie kolejnego sezonu

Foto: DANIEL LEAL-OLIVAS/AFP

Nie ma drugiej drużyny w Europie, której tak zależało na dokończeniu sezonu. Piłkarzy Juergena Kloppa koronawirus zaatakował w najgorszym momencie – tuż po porażce z Atletico w Lidze Mistrzów, a przed derbami z Evertonem, po których mogli świętować pierwszy tytuł od 1990 roku. Złośliwi żartowali, że skoro czekali tak długo, to kilka tygodni nie zrobi im różnicy.

Tyle że rozmowy w sprawie wznowienia sezonu niebezpiecznie się przeciągały. Kiedy w innych krajach już grali albo przynajmniej trenowali, w Premier League urządzano kolejne wideokonferencje.

Debatowano, czy organizować mecze na neutralnych stadionach, jak uchronić zawodników przed zakażeniem, jak przekonać, że na boisku prędzej niż wirusa złapią kontuzję. Buntownicy odmawiali powrotu do treningów, argumentując, że nie będą biegać za piłką, gdy nadal umierają ludzie. Groźba anulowania rozgrywek działała na wyobraźnię.

Szpaler u starego mistrza

– Ludzie mają teraz na głowie większe problemy niż futbol, zażegnanie tego kryzysu jest najważniejsze, ale nie znaczy to, że rzeczy mniej istotne nie liczą się wcale. Rozegraliśmy trzy czwarte sezonu i ktoś chciałby to po prostu skasować? To byłoby bardzo niesprawiedliwe – nie ukrywał trener Klopp.

Jego reakcji trudno się dziwić. Liverpool wygrał 27 z 29 meczów, wypracował sobie 25 punktów przewagi nad Manchesterem City i cały ten wysiłek miałby pójść na marne? Wystarczy, że samo święto nie będzie takie, jak sobie wyobrażano. Bez kibiców, we własnym gronie, być może w kontenerach na parkingu.

Gdyby Manchester City przegrał w środę z Arsenalem, Liverpool już w niedzielę mógłby świętować mistrzostwo. Pod warunkiem że pokona Everton. Jak pisze „Sun”, rywale przygotowali dla zawodników Kloppa dwie prowizoryczne garderoby w przenośnych barakach, sami zajmą obie szatnie na stadionie, bo protokół bezpieczeństwa wymaga, by w pomieszczeniu przebywała określona liczba osób.

Bardziej prawdopodobne jest jednak, że Liverpool przypieczętuje swój pierwszy tytuł w erze Premier League w godniejszych okolicznościach – trzy dni później, na Anfield, w meczu z Crystal Palace. I do Manchesteru w kolejnym tygodniu pojedzie już jako pełnoprawny mistrz Anglii. Może nawet ustępujący mistrz zrobi mu szpaler?

Polscy bramkarze walczą o utrzymanie

Manchester City już dawno stracił szansę na obronę tytułu, ale nie traci nadziei, że w przyszłym sezonie zagra w Champions League, choć za naruszenie przepisów finansowego fair play wykluczono klub z europejskich pucharów na dwa lata. Złożył odwołanie, wyrok ma usłyszeć w lipcu.

Jeśli Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS) podtrzyma decyzję UEFA, głównym celem zespołu Pepa Guardioli stanie się triumf w tegorocznej LM (po wyjazdowym zwycięstwie nad Realem 2:1 są jedną nogą w ćwierćfinale), a na dyskwalifikacji City skorzysta następna drużyna w tabeli.

Dziś byłby to Manchester United. Ale za plecami Czerwonych Diabłów panuje tłok jak w londyńskim metrze. Wiele wskazuje, że to właśnie walka o Champions League będzie najbardziej emocjonującą częścią finiszu. Szansę na prestiżowe rozgrywki mają Wolverhampton i beniaminek z Sheffield (po dwa punkty straty do United), a nawet jedenaste w tabeli Crystal Palace (sześć punktów za klubem z Old Trafford).

Nie mniej interesująco zapowiada się rywalizacja o utrzymanie. Niestety zaangażowanych w nią będzie aż dwóch polskich bramkarzy. Jeden wciąż grający (Łukasz Fabiański), drugi (Artur Boruc) powoli schodzący z piłkarskiej sceny i śledzący mecze Bournemouth z ławki.

Kłopoty West Hamu zaczęły się jesienią, gdy Fabiański doznał kontuzji biodra. Pod jego nieobecność przez trzy miesiące zespół z Londynu odniósł zaledwie dwa zwycięstwa. Polak jest gotowy do gry i zrobi wszystko, by po spadku ze Swansea w 2018 roku nie przeżyć kolejnego rozczarowania.

Gra toczy się o ogromne pieniądze z kontraktu telewizyjnego, dzięki któremu nawet najsłabsza drużyna Premier League dostaje więcej niż mistrz Niemiec. W przypadku przedwczesnego zakończenia sezonu kluby straciłyby na transmisjach ponad 700 mln funtów. Deloitte szacuje, że przez pandemię przychody całej dwudziestki mogą spaść w tym sezonie nawet o miliard funtów. To efekt braku wpływów od sponsorów, a przede wszystkim z tzw. dni meczowych.

Nieobecność kibiców odbiera atut własnego stadionu, pokazały to już statystyki w Bundeslidze, ale na Wyspach może być to odczuwalne szczególnie. „Guardian” przypomina słowa byłego trenera Arsenalu Arsene’a Wengera, który twierdzi, że trybuny w Anglii reagują na boiskowe wydarzenia w sposób niespotykany nigdzie indziej.

Jednym z pomysłów na szybszy powrót publiczności miała być instalacja specjalnych kabin odkażających. Ale lekarze ostrzegają, że trzeba się przygotować na to, iż doping ponownie pojawi się na stadionach najwcześniej późną jesienią.

Chelsea kryzys niestraszny

Kibicom pozostają więc transmisje. Koronawirus doprowadził do rewolucji na brytyjskim rynku telewizyjnym. Po raz pierwszy w historii Premier League część meczów trafi do otwartych stacji. Odkodowana zostanie ponad jedna trzecia z 92 spotkań. Po cztery pokażą BBC Sport i Amazon Prime Video, a Sky Sports 25, w tym niedzielne derby Liverpoolu.

W dodatku terminarz ułożono tak, by w weekendy można było zobaczyć wszystkie mecze. W środku tygodnia część z nich będzie się pokrywać, ale każdy będzie transmitowany. W Polsce wyłączne prawa ma Canal+.

Mimo prognozowanych strat w Premier League dokonał się już pierwszy duży transfer. Chelsea ubiegła Liverpool w wyścigu po Timo Wernera. Za 24-letniego napastnika (pomógł RB Lipsk awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów) zapłaci 60 mln euro. To początek transferowej ofensywy klubu Romana Abramowicza, któremu znudziło się patrzenie, jak trofea zdobywają inni. Chce przewietrzyć szatnię, odmłodzić skład i odbudować potęgę.

Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości
Piłka nożna
Ekstraklasa. Lechia Gdańsk i Arka Gdynia blisko powrotu do elity
Piłka nożna
Hiszpańskie media po Real - Barcelona. "To wstyd dla świata futbolu"