Zarzuty dotyczące wręczania łapówek przy przyznawaniu organizacji mundiali w Rosji (2018) oraz Katarze (2022) krążyły od lat. Teraz wreszcie żmudne śledztwo przyniosło skutki i amerykańscy prokuratorzy postawili pierwsze zarzuty.
Głosowanie, podczas którego Rosjanie oraz Katarczycy dostali organizację największej piłkarskiej imprezy, odbyło się w grudniu 2010 roku. Rosja pokonała Anglię oraz łączone kandydatury portugalsko-hiszpańską i belgijsko-holenderską, Katar wyprzedził USA, Koreę Płd., Japonię i Australię. Wybór był formalnością, bo zwycięzcy już wcześniej zapewnili sobie poparcie kluczowych postaci.
Katarczycy postawili na trzech członków Komitetu Wykonawczego FIFA z Ameryki Południowej: Paragwajczyka Nicolasa Leoza, Brazylijczyka Ricardo Teixeirę i Argentyńczyka Julio Grondonę.
Za głosowanie na kandydaturę kraju znad Zatoki Perskiej każdy z zainteresowanych miał dostać po milionie euro. Wypłaty przyniosły skutek, Katarczycy w decydującym głosowaniu wygrali z Amerykanami 14:8, a ówczesny przewodniczący FIFA Sepp Blatter z dumą oznajmił, że „futbol rusza na nowe terytoria”.
Ukarać winnych będzie Amerykanom trudno. Grondona i Leoz nie żyją, a Teixeira przebywa w Brazylii, która nie ma umowy o ekstradycji ze Stanami Zjednoczonymi. Podejrzanych ruchów wokół katarskiej kandydatury było oczywiście więcej. Kluczową rolę w walce o głosy odegrał ówczesny szef Azjatyckiej Federacji Piłkarskiej (AFC) Mohammed bin Hammam.