– Ciężka praca zawsze daje efekty i poprzedza wielkie historie – mówił Labbadia podczas pierwszej konferencji w Berlinie, dając wszystkim do zrozumienia, że lenistwa i prowizorki tolerować nie będzie.
Co znaczy ciężka praca, syn włoskich imigrantów wie doskonale. Jego rodzice byli gastarbeiterami, do RFN przyjechali za chlebem w latach 50. Ojciec zarabiał jako inżynier, matka jako sprzątaczka w fabryce. Osiedli w wynajętym domu na farmie w Schneppenhausen, niedaleko Darmstadt, gdzie w 1966 roku przyszedł na świat Bruno. Razem z rodzicami i ośmiorgiem rodzeństwa musieli się pomieścić w czterech pokojach. Własnego mieszkania dorobili się dopiero dziesięć lat później.
W domu słychać było dwa języki: włoski i niemiecki. Bruno kształcił się na agenta ubezpieczeniowego, ale wybrał futbol. By zwiększyć swoje szanse na zrobienie kariery, gdy ukończył 18 lat, ku niezadowoleniu ojca zrzekł się włoskiego paszportu i przyjął obywatelstwo drugiej ojczyzny. W tamtych czasach w drużynach Bundesligi mogło występować tylko dwóch obcokrajowców.
Blisko 20 lat gry przyniosło mu dwa tytuły mistrzowskie (Kaiserslautern, Bayern Monachium), krajowy puchar (również Kaiserslautern) i dwa mecze w reprezentacji Niemiec. Przyniosło także inne zaszczyty: został jedynym piłkarzem, który strzelił sto goli zarówno w pierwszej, jak i w drugiej Bundeslidze.
Jako trener na trofea wciąż czeka. Z Bayerem Leverkusen przegrał finał Pucharu Niemiec (2009), w ostatnich latach ratował przed spadkiem HSV i Wolfsburg, z którym przed rokiem wywalczył awans do Ligi Europy.