Newcastle wsiada do arabskiego ekspresu

Zapomnijcie o Manchesterze City i Paris Saint-Germain. Mohammad bin Salman, saudyjski następca tronu, chce zrobić z Newcastle United największy i najbogatszy klub świata.

Aktualizacja: 19.04.2020 10:41 Publikacja: 19.04.2020 10:36

Newcastle wsiada do arabskiego ekspresu

Foto: mari [CC BY-SA 2.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Flickr

Kiedy sportowy świat toczy walkę z koronawirusem i szuka oszczędności, taka informacja musi budzić emocje. Zresztą budziłaby też przed epidemią. Kupno piłkarskiego klubu za 300 mln funtów nie zdarza się często. Sprzedaż Newcastle to była telenowela wydająca się nie mieć końca. Mike Ashley, który w 2007 roku stał się właścicielem Srok za 133 mln funtów, od kilku lat próbował bezskutecznie znaleźć kupca. Kibice zarzucali mu, że bardziej niż o interesy klubu, dba o interes własny. Drużyna nie robiła postępów, balansując między Premier League a Championship. Aż przyjechał zbawca na białym koniu i lekką ręką wyłożył na stół 300 mln. Trwa finalizowanie transakcji.

Arabskie derby

Formalnie właścicielem 80 procent akcji Newcastle zostanie konsorcjum z Arabii Saudyjskiej. Ale twarzą tej inwestycji jest człowiek uważany za jedną z najbardziej wpływowych osób na świecie, 34-letni Mohammad Bin Salman, wicepremier i minister obrony Arabii, szósty z 25 synów króla Salmana bin Abdulaziza Al Sauda, ale pierwszy w kolejce do tronu. Ze względu na chorobę ojca de facto rządzący krajem.

Jego majątek według różnych źródeł szacowany jest na 2-7 mld funtów (fortuna całej rodziny królewskiej to około 1,3 tryliona!). W jego garażu stoją Ferrari, Lamborghini i Bugatti. Ma jacht wart 400 mln, którym pływał m.in. współtwórca Microsoftu Bill Gates.

Pięć lat temu wydał 240 mln na XVII-wieczny pałac pod Paryżem, nazywany najdroższym domem świata. Jest w nim m.in. dziesięć sypialni, kino, baseny, otacza go szklana fosa, labirynt ogrodów i fontanny. Sprawił sobie też obraz Leonarda da Vinci za 360 mln. Nie powiesił go jednak w rezydencji, tylko trzyma podobno… na jachcie. Kto bogatemu zabroni.

Bin Salman spotyka się z najważniejszymi ludźmi świata, swoimi przyjaciółmi nazywa Donalda Trumpa i Władimira Putina. Od 2008 roku jest żonaty z Sarą bint Mashhoor, zwaną księżniczką Barbie. Mają czworo dzieci. Ale nie pokazuje się z nimi publicznie. - Chcę, żeby miały w miarę normalne życie - tłumaczy.

Wielki reformator

Półtora roku temu chciał odkupić Manchester United od amerykańskiej rodziny Glazerów. Proponował 3 mld funtów, marzyły mu się arabskie derby z Manchesterem City, sponsorowanym od 12 lat przez grupę ze Zjednoczonych Emiratów, na czele której stoi szejk Mansour bin Zayed Al Nahyan, członek rodziny królewskiej z Abu Zabi.

Sport to świetne narzędzie do ocieplania wizerunku, a Arabia nie ma w ostatnim czasie dobrej prasy. Oskarżenia o łamanie praw człowieka, brak wolności słowa i morderstwo dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego w konsulacie w Stambule sprawiły, że Saudyjczycy znaleźli się pod ostrzałem międzynarodowej opinii publicznej.

Książę Bin Salman chce być postrzegany jako wielki reformator. Wie, że budowa nowoczesnych drapaczy chmur oraz drobne gesty takie jak zniesienie zakazu prowadzenia aut przez kobiety czy wpuszczenie ich na stadiony, nie wystarczy. Trzeba zaprosić do siebie gości i postarać się przekonać ich, że królestwo rzeczywiście się zmienia. Emiraty i Katar ten proces zaczęły już kilka lat temu, organizując wielkie sportowe imprezy. Przez Arabię przejechał już Rajd Dakar, na pustyni grali tenisiści i walczyli bokserzy.

- Nasze wrażenia są znakomite. Wszystko, co nam obiecali, zostało zrealizowane - opowiada Eddie Hearn, promotor Anthony'ego Joshuy, który w grudniu pod Rijadem odebrał Andy'emu Ruizowi jr. pasy mistrza świata w boksie. Na organizację tego pojedynku Bin Salman przeznaczył 100 mln dolarów. Hearn jest pewien, że z Newcastle zrobi największy klub świata.

Co ciekawe zainteresowanie tym klubem zdawał się również wykazywać były mistrz świata w boksie Floyd Mayweather jr. - To niesamowita drużyna. Jeśli chcecie bym ją kupił, dajcie znać - mówił na spotkaniu z kibicami najlepiej opłacany sportowiec ostatniego dziesięciolecia według magazynu "Forbes". Jego deklaracja była jednak raczej zagraniem pod publiczkę.

Gwiazdy mile widziane

Angielskie media twierdzą, że jedną z pierwszych decyzji Bin Salmana może być przywrócenie do roli pierwszego trenera Rafy Beniteza. Hiszpana, który w ubiegłym roku odszedł po konflikcie z Ashleyem i przyjął propozycję z chińskiego Dalian Yifang, zastąpił Steve Bruce.

Benitez jest też faworytem bukmacherów. Tuż za nim plasuje się Massimiliano Allegri. Włoch, który z Juventusem sięgnął po pięć tytułów mistrza Włoch, od roku pozostaje bez pracy. Mniej szans daje się legendzie Liverpoolu, a obecnie szkoleniowcowi Glasgow Rangers Stevenowi Gerrardowi czy Mauricio Pochettino, który w ubiegłym sezonie awansował z Tottenhamem do finału Ligi Mistrzów.

Zakładów związanych z Newcastle jest zresztą więcej. Dotyczą m.in. zdobycia w ciągu pięciu lat mistrzostwa Anglii czy wydania już w najbliższym oknie transferowym ponad 100 mln funtów na jednego piłkarza. Co do tego, że wielkie inwestycje będą, wątpliwości nikt nie ma. Wśród najgłośniejszych kuszonych graczy są podobno James Rodriguez, Luka Modrić, Philippe Coutinho, Jadon Sancho i Erling Haaland, a nawet Neymar.

- To, kto trafi na St. James' Park, zależy od tego, jak będzie wyglądał rynek. A ten na pewno się zmieni. Zawodnicy będą tańsi, więc nowi właściciele postarają się to wykorzystać - zaznacza Jamie Redknapp, były pomocnik Liverpoolu i Tottenhamu, a obecnie ekspert Sky Sports.

W latach 90. gwiazdami Newcastle byli Alan Shearer, David Ginola, Andy Cole i Les Ferdinand. Ostatni z czterech tytułów zespół zdobył prawie sto lat temu, ale jeszcze na przełomie wieków występował w Champions League. Później było jednak coraz gorzej, za kadencji Ashleya zanotował dwa spadki, w tym sezonie jest w środku tabeli Premier League, przed przerwaniem rozgrywek zajmował 13. miejsce.

Na szczyt wiedzie długa droga, ale moc petrodolarów i nowa rzeczywistość, jaką zastaniemy po epidemii, mogą sprawić, że Newcastle pokona ją w ekspresowym tempie.

Kiedy sportowy świat toczy walkę z koronawirusem i szuka oszczędności, taka informacja musi budzić emocje. Zresztą budziłaby też przed epidemią. Kupno piłkarskiego klubu za 300 mln funtów nie zdarza się często. Sprzedaż Newcastle to była telenowela wydająca się nie mieć końca. Mike Ashley, który w 2007 roku stał się właścicielem Srok za 133 mln funtów, od kilku lat próbował bezskutecznie znaleźć kupca. Kibice zarzucali mu, że bardziej niż o interesy klubu, dba o interes własny. Drużyna nie robiła postępów, balansując między Premier League a Championship. Aż przyjechał zbawca na białym koniu i lekką ręką wyłożył na stół 300 mln. Trwa finalizowanie transakcji.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego