Ronaldinho. Rozmawiał z piłką

Miał talent nie mniejszy niż Leo Messi i Cristiano Ronaldo. Zgubił go pociąg do zabawy. Ronaldinho stracił wszystko – nawet wolność, którą cenił najbardziej.

Aktualizacja: 19.03.2020 19:07 Publikacja: 19.03.2020 19:04

Ronaldinho. Rozmawiał z piłką

Foto: Getty Images

Więzienie w paragwajskim Asuncion. Futsalowe mistrzostwa. Ruchy jednego z zawodników zdradzają, że mamy do czynienia z postacią wyjątkową. Łatwość, z jaką porusza się po boisku, przykuwa uwagę. Bez wysiłku strzela pięć goli, a przy sześciu innych asystuje. Szeroki uśmiech wydaje się znajomy.

Tak, to Ronaldinho Gaucho. Mistrz świata z Korei i Japonii (2002), kilkanaście lat temu uznawany za najlepszego piłkarza świata, wymieniany jednym tchem z Pele i Diego Maradoną, rozchwytywany przez reklamodawców, podpisujący lukratywne kontrakty i kochany przez kibiców.

Ta miłość – w przeciwieństwie do bogactwa i zaszczytów – nie przeminęła. Odkąd dwa tygodnie temu trafił za kraty, odwiedziło go kilka szkolnych wycieczek, pozował do setek zdjęć i dał się namówić do udziału we wspomnianym turnieju, choć długo próbował się wymigać brakiem odpowiedniego obuwia.

Buty się znalazły, drużyna Ronaldinho nie miała konkurencji, równie dobrze mógłby zagrać sam, a i tak zdobyłby 16-kilogramowego prosiaka. Trofeum za zwycięstwo. Złośliwi już doklejają świński łeb na grafikach z pucharami Brazylijczyka.

Złota klatka

– Jest taki, jakim znacie go z telewizji: wiecznie uśmiechnięty – opowiadał naczelnik więzienia.

Można by odnieść wrażenie, że na tych przymusowych wakacjach rzeczywiście czuje się świetnie, na warunki nie może narzekać, został umieszczony na oddziale dla grubych ryb (wyrok za pranie brudnych pieniędzy odsiaduje tam m.in. były prezes paragwajskiej federacji piłkarskiej), gdzie cela przypomina raczej pokój hotelowy niż izbę dla skazańców.

Wniosek o wpłacenie kaucji i zamianę więzienia na areszt domowy został odrzucony, bo – jak argumentował sędzia – 1,6 mln dol. to za mało, by mieć pewność, że Ronaldinho nie ucieknie do ojczyzny. Tłumaczenia jego prawnika, że wraz ze starszym bratem próbował przekroczyć granicę na fałszywym paszporcie, gdyż jest głupi i naiwny jak dziecko, też okazały się nieprzekonujące.

Sprawa jest rozwojowa. Śledczy badają wątek powiązań gwiazdora i jego brata z grupą przestępczą oskarżaną o pranie brudnych pieniędzy i handel narkotykami. Według mediów w aferę mogą być zamieszani nawet członkowie paragwajskiego rządu. Jeśli zarzuty się potwierdzą, Ronaldinho może nie wyjść szybko na wolność.

Bigamista

Do Asuncion poleciał na zaproszenie właściciela jednego z dużych kasyn, miał promować swoją książkę i wziąć udział w akcji charytatywnej. – To smutne, co mu się przydarzyło. Nie zasługiwał na to – twierdzi Rivaldo, który wraz z Ronaldinho i Ronaldo tworzył dwie dekady temu w reprezentacji Brazylii najgroźniejsze ofensywnie trio na świecie. O kłopoty Ronaldinho prosił się jednak od dawna. Gdy jeździł po alkoholu i rozbijał sportowe auta, gdy planował poślubić dwie kobiety jednocześnie, gdy ufał niewłaściwym ludziom i próbował rozkręcić kolejne nieudane biznesy.

Kiedy razem z bratem bez pozwoleń na terenie rezerwatu przyrody zaczął budowę molo i przystani rybackiej, sąd zajął jego konta, ale znalazł tam podobno tylko 6 euro, choć przez lata Brazylijczyk był najlepiej opłacanym piłkarzem, reklamową lokomotywą Nike, Pepsi, Coca-Coli, Danone'a, serii komputerowych gier FIFA, a nawet polskiego piwa Warka. Do dziś za jeden post na Instagramie kasuje ponoć około 200 tys. dol. W 2019 r. za niezapłacone podatki i grzywny skonfiskowano mu 57 nieruchomości.

Kariera Ronaldinho to wręcz podręcznikowy przykład, jak roztrwonić wielką fortunę i zmarnować jeszcze większy talent.

– Ma magiczne stopy – chwalił go Roberto Carlos. – Robi rzeczy, których nigdy nie widziałem – zachwycał się Deco. –To niewiarygodne, że w jednym ciele można zmieścić aż tyle talentu – nie mógł się nadziwić Kevin-Prince Boateng, a Eidur Gudjohnsen, który miał okazję grać z nim w Barcelonie, żartował, iż pewnego dnia tak zaczaruje piłkę, że ta zacznie z nim rozmawiać. – Wydaje się przygotowany na każdą sytuację. Im ważniejszy mecz, tym bardziej błyszczy – twierdził Islandczyk.

Prowadząc Brazylię do mistrzostwa świata w 2002 r., przelobował Davida Seamana strzałem z rzutu wolnego z ponad 40 m. – Gdybym musiał wybrać swoją najpiękniejszą bramkę, byłaby to właśnie ta w ćwierćfinale z Anglią – przyznał.

Ośmieszony Seaman opowiadał, że on i jego koledzy nie docenili kunsztu Ronaldinho. Ale najsłynniejszy gol Brazylijczyka padł chyba trzy lata później, w Lidze Mistrzów. Grał już wtedy w Barcelonie. W rewanżowym spotkaniu 1/8 finału z Chelsea, stojąc za polem karnym, zaczął swój taniec nad piłką, zahipnotyzował obronę gospodarzy i czubkiem buta posłał futbolówkę dokładnie tam, gdzie chciał – w róg bramki. Petr Cech nawet nie drgnął. Trafienie to uznano potem za najładniejsze w całym sezonie.

Tak Ronaldinho zaczął najlepszy rok w swojej karierze. Rok, w którym na Santiago Bernabeu oklaskiwali go nienawidzący Barcelony kibice Realu (wcześniej zdarzyło się to w Madrycie tylko Maradonie), zakończony zdobyciem jedynej Złotej Piłki.

Zmierzch w Mediolanie

Kolekcjonowanie trofeów nigdy nie było jego obsesją. Barcelonie dał jeszcze długo wyczekiwany triumf w Champions League (2006), na futbolowe salony zdążył wprowadzić Leo Messiego, ale później stopniowo usuwał się w cień. Od piłkarskiej murawy wolał dyskotekowe parkiety, od podziwu publiczności – uwielbienie kobiet.

I choć po przeprowadzce do Milanu (w 2008 r.) nadal czarował, trudno było oprzeć się wrażeniu, że oto jesteśmy świadkami zmierzchu człowieka, u którego stóp leżał cały świat. W 2011 r. wrócił do ojczyzny, chętnych na jego usługi nie brakowało, bo nazwisko Ronaldinho wciąż działało jak magnes. Grał we Flamengo i Atletico Mineiro, na rok wyjechał do meksykańskiego Queretaro. A półtoraroczny kontrakt z Fluminense zerwał już po niespełna trzech miesiącach. Szukał nowych bodźców, poleciał do Indii zagrać w turnieju futsalowym w jednym zespole z Ryanem Giggsem i Paulem Scholesem. Pojawił się na ceremonii zakończenia mundialu w Rosji. Aż wreszcie postanowił pożegnać się z futbolem na dobre.

W sobotę za kratami będzie obchodził 40. urodziny. Pewnie znajdzie się tort, pewnie przygotują mu w Asuncion okolicznościową imprezę i znów rozda setki uśmiechów. Trudno o bardziej symboliczny obrazek upadku jednego z największych wirtuozów piłki.

Więzienie w paragwajskim Asuncion. Futsalowe mistrzostwa. Ruchy jednego z zawodników zdradzają, że mamy do czynienia z postacią wyjątkową. Łatwość, z jaką porusza się po boisku, przykuwa uwagę. Bez wysiłku strzela pięć goli, a przy sześciu innych asystuje. Szeroki uśmiech wydaje się znajomy.

Tak, to Ronaldinho Gaucho. Mistrz świata z Korei i Japonii (2002), kilkanaście lat temu uznawany za najlepszego piłkarza świata, wymieniany jednym tchem z Pele i Diego Maradoną, rozchwytywany przez reklamodawców, podpisujący lukratywne kontrakty i kochany przez kibiców.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości