Przed swoim pierwszym klasykiem w karierze trener Barcelony Quique Setien starał się nie zostawiać niczego przypadkowi. W środę wybrał się do Madrytu na mecz Realu z Manchesterem City w Lidze Mistrzów, po spotkaniu rozmawiał z Pepem Guardiolą - człowiekiem, który jak mało kto, wie jak pokonać Królewskich. Kilka dni temu odniósł na Santiago Bernabeu już szóste zwycięstwo, przegrał tam tylko raz.

Setien wysłuchał porad Guardioli, lekcji do końca jednak nie odrobił. Barca była bliższa wyjścia na prowadzenie, ale żadnej z sytuacji nie wykorzystała. Próbował Arthur Melo, próbował Leo Messi, który w El Clasico zdobył już 26 bramek, ale ostatnio się zablokował. Nie trafił w żadnym z czterech meczów poprzedniego sezonu (liga i Puchar Króla), nie trafił i w tym sezonie. Sfrustrowany sfaulował pod koniec spotkania Casemiro, zbierając żółtą kartkę.

Real prowadził już wówczas od kilkunastu minut. Vinicius Junior urwał się rywalom, wbiegł w pole karne, strzelił z ostrego kąta, piłka odbiła się jeszcze od nogi Gerarda Pique i zmyliła Marka-Andre ter Stegena. Bramkarz Barcelony wychodził w niedzielę nie raz z opresji. Cudem obronił uderzenie Isco pod poprzeczkę, gdy trzeba było, z pomocą przychodził mu właśnie Pique, ale ataki gospodarzy dawały kibicom Realu nadzieję, że obrona Katalończyków zostanie w końcu złamana. Została. W doliczonym czasie kropkę nad i postawił Mariano Diaz, który zaledwie kilkadziesiąt sekund wcześniej zmienił Karima Benzemę.

Koszmary z ubiegłego sezonu, gdy Real w ciągu tygodnia pożegnał się ze wszystkimi trofeami, nie wróciły. Królewscy wrócili za to na pierwsze miejsce w tabeli, ale zyskali może coś więcej niż punkt przewagi nad Barcą. Wiarę w to, że znów mogą z nią wygrywać.

Real - Barcelona 2:0
Bramki: Vinicius ('71), M. Diaz ('90+2)