Dwa lata i pięć dni czekał Robert Lewandowski na gola w fazie pucharowej Champions League. W 76. minucie dostał podanie od Alphonso Daviesa, trafił do pustej bramki i ustalił wynik meczu w Londynie.
Ta zła seria mogła dobiec końca już w pierwszej połowie, gdyby nie świetna postawa prawie 40-letniego bramkarza Chelsea Willy'ego Caballero. Argentyńczyk dwukrotnie zatrzymał polskiego asa, przy strzale Thomasa Muellera pomogła mu poprzeczka.
Bayern nie zamierzał kalkulować i czekać na rewanż w Monachium. Pamiętając, jak skończył się ubiegłoroczny dwumecz z Liverpoolem - po teoretycznie dobrym, bezbramkowym remisie w pierwszym spotkaniu na Anfield - chciał na Stamford Bridge wygrać. I po przerwie dopiął swego.
Kluczem do sukcesu okazała się współpraca Lewandowskiego z Serge'em Gnabrym. Między 51. a 54. minutą Polak dwa razy dograł do niego piłkę, a Niemiec z zimną krwią wykończył sytuacje. Rywale łapali się różnych sposobów na powstrzymanie Lewandowskiego. Marcos Alonso uderzył go w twarz i rewanż obejrzy w telewizji (czerwona kartka). Z nim czy bez niego szanse Chelsea na odrobienie strat i awans są tak samo nikłe.
W rywalizacji Napoli z Barceloną sprawa awansu pozostaje otwarta. Wszystko rozstrzygnie się za trzy tygodnie na Camp Nou.
- Jeśli umiesz marzyć, możesz to zrobić - napisał Arkadiusz Milik na Twitterze przed pierwszym meczem. Zaczął go na ławce, wszedł na początku drugiej połowy za Driesa Mertensa, który ucierpiał po faulu Sergio Busquetsa.