Prawo dżungli, czyli wojna o prowizje

Superagenci piłkarscy grożą, że będą walczyć z FIFA przed sądem, jeśli międzynarodowa federacja wprowadzi limity prowizji od transferów.

Aktualizacja: 27.01.2020 14:01 Publikacja: 27.01.2020 13:27

Prawo dżungli, czyli wojna o prowizje

Foto: AdobeStock

W październiku przyjęto w Szanghaju projekt zmian, które w najbliższych latach mogą zrewolucjonizować futbolowy rynek. Najważniejsza z nich dotyczy zarobków menedżerów. 

Chodzi o maksymalną kwotę, jaka mogłaby trafić na konta pośredników. Byłoby to 10 proc. w przypadku klubu sprzedającego, 3 proc. od klubu kupującego i tyle samo od piłkarza. Pobrać, by ją można tylko od jednej ze stron. Reforma ma w założeniu ograniczyć nadużycia i uszczelnić system. FIFA się spieszy i chce, by weszła w życie już od przyszłego sezonu. 

Spotkanie w Londynie

Obecną sytuację, w której agenci otrzymują często prowizję z kilku źródeł, międzynarodowa federacja nazywa „prawem dżungli”. Mino Raiola tylko na transferze Paula Pogby z Juventusu do Manchesteru United zainkasował w 2016 roku 41 mln funtów. Portal "Football Leaks" ujawnił, że ponad połowę z tej sumy wziął od razu, kolejne 16 mln w ramach różnego rodzaju bonusów, a 2,2 mln bezpośrednio od swojego klienta. Po zmianie przepisów dostałby aż cztery razy mniej. 

Trudno się dziwić, że był jednym z tych, którzy stanęli na czele buntu. W środę w północnym Londynie spotkało się 200 najpotężniejszych menedżerów, oburzonych propozycją FIFA. 

- Nie sądzę, by kiedykolwiek wcześniej doszło do podobnego wydarzenia. Wszyscy zgodnie orzekli, że trzeba działać - opowiada Jonathan Barnett, numer jeden na liście najlepiej opłacanych agentów sportowych. - Domagamy się sprawiedliwości. Prawda jest taka, że działacze nie wiedzą dokładnie, na czym polega nasza praca. Nikt z FIFA nie odwiedził mojego biura, ani ze mną nie rozmawiał. Zawodnicy stoją po naszej stronie. Nigdy nie narzekali na nasze prowizje. Wystosujemy list z propozycją konsultacji. Możemy usiąść i znaleźć wspólnie rozwiązanie, które będzie satysfakcjonować obie strony. Ale jeśli nie osiągniemy porozumienia, pójdziemy do każdego sądu, by walczyć o swoje prawa - zapowiada założyciel agencji Stellar Group. 

Grecka wyspa w prezencie

Według obliczeń magazynu "Forbes", Barnett w 2019 roku podpisał kontrakty warte 1,28 mld dol., a na prowizjach zarobił 128 mln - więcej niż najlepiej opłacany sportowiec świata Leo Messi (127 mln). Brytyjczyk wprowadzał kiedyś do ringu bokserskiego mistrza świata Lennoxa Lewisa, od początku kariery opiekuje się krykiecistą Brianem Larą, ale jego najbardziej znanym klientem jest piłkarz Realu Gareth Bale. 

Z pierwszego miejsca Barnett zepchnął Scotta Borasa, który okupował szczyt listy "Forbesa" przez sześć poprzednich lat. Ten bejsbolowy agent pobił rekord wysokości wynegocjowanych umów w jednym roku (2,38 mld dol.), ale zarobił mniej od Barnetta (119 mln) ze względu na 5-procentowy limit prowizji nałożony przez Major League Baseball. W innych wielkich ligach ten pułap jest jeszcze niższy: w koszykarskiej NBA i hokejowej NHL wynosi 4 proc., a w NFL, czyli rozgrywkach futbolu amerykańskiego - 3 proc. 

Podium "Forbesa" zamyka najbardziej znany i medialny Jorge Mendes. Portugalczyk, reprezentujący m.in. interesy Cristiano Ronaldo i Jose Mourinho, na prowizjach dorobił się w zeszłym roku 118 mln dol. Stracił pozycję lidera w świecie futbolu, ale i tak uważany jest za najbardziej wpływowego człowieka w środowisku, mającego świetne kontakty z trenerami i właścicielami klubów. Z Mourinho i Ronaldo łączą go więzi szczególne. Gwiazdor Juventusu był świadkiem na jego ślubie. W prezencie podarował mu… jedną z greckich wysp. 

Posiadłość Capone

W grudniu FIFA opublikowała dane, z których wynika, że dzięki transferom dokonanym w 2019 roku do pośredników trafiło ponad 650 mln dol. - o 20 proc. więcej niż rok wcześniej i cztery razy tyle co w 2015 roku. 80 procent tej sumy pochodziło z sześciu największych lig: angielskiej, hiszpańskiej, włoskiej, niemieckiej, francuskiej i portugalskiej. W tej ostatniej prawie połowa pieniędzy z transakcji poszła do menedżerskich kieszeni. - FIFA chce wmówić wszystkim, że zarabiamy za dużo, ale nie sądzę, by inteligentni kibice podzielali to zdanie. Inteligentni dziennikarze wiedzą z kolei, że to medialna wojna z agentami. A w wojnach zawsze wygrywa sprawiedliwość - zaznacza Raiola, którego stać było m.in. na kupno posiadłości Ala Capone w Miami (9 mln euro). 

Holender o włoskich korzeniach to największy oryginał w środowisku. Nie przebiera w słowach, na biznesowe negocjacje potrafi przyjść w t-shircie, szortach i japonkach. Działacze go nienawidzą, ale piłkarze kochają, bo nikt tak jak Raiola nie zadba o ich interes. Traktują go jak ojca rodziny mafijnej, a on odwdzięcza się im porównaniami do wartych fortunę dzieł sztuki. 

Wrócą egzaminy

FIFA do monitorowania przepływu pieniędzy chce powołać specjalną jednostkę. Miałaby ona też regulować spory między klubami a agentami. Tym, którzy złamią przepisy, groziłaby czasowa utrata licencji. 

Wrócą też egzaminy, które zniesiono w 2015 roku. Otwarcie rynku sprawiło, że menedżerem mógł zostać każdy. Wystarczyła rejestracja w systemie krajowej federacji i wykupienie ubezpieczenia. Nastąpił wysyp pseudoagentów, do zawodu pchali się ludzie, którzy nie mieli o futbolu zielonego pojęcia. - FIFA twierdzi, że chce zatrzymać odpływ pieniędzy z futbolu. Nie ma przepisów regulujących wynagrodzenia zawodników, trenerów i działaczy, więc dlaczego nakładać limity na menedżerów - pyta Mel Stein, prezes Stowarzyszenia Agentów Piłkarskich. - Kiedy Tom Cruise zarabia na filmie 10 mln dol., nikt nie decyduje odgórnie, ile może trafić do kieszeni jego menedżera. To nonsens. 

Stein uważa, że propozycja FIFA stoi w sprzeczności z przepisami dotyczącymi wolnego handlu i konkurencji. FIFA przekonuje, że zmiany leżą w interesie całego futbolu i są zgodne z regulacjami Unii Europejskiej. Wygląda więc na to, że bez wojny się nie obejdzie. 

W październiku przyjęto w Szanghaju projekt zmian, które w najbliższych latach mogą zrewolucjonizować futbolowy rynek. Najważniejsza z nich dotyczy zarobków menedżerów. 

Chodzi o maksymalną kwotę, jaka mogłaby trafić na konta pośredników. Byłoby to 10 proc. w przypadku klubu sprzedającego, 3 proc. od klubu kupującego i tyle samo od piłkarza. Pobrać, by ją można tylko od jednej ze stron. Reforma ma w założeniu ograniczyć nadużycia i uszczelnić system. FIFA się spieszy i chce, by weszła w życie już od przyszłego sezonu. 

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości