Kibice ŁKS na spotkanie swojego zespołu w ekstraklasie w Łodzi musieli czekać 2633 dni. Ostatnio na tym poziomie przy alei Unii Lubelskiej Rycerze Wiosny zmierzyli się 3 maja 2012 z GKS Bełchatów (1:1). W piątek ich rywalem była z kolei uskrzydlona po zdobyciu Superpucharu Polski Lechia. Drużyna Kazimierza Moskala zdołała urwać faworytowi punkty, choć biorąc pod uwagę boiskowe wydarzenia, nie może być w pełni zadowolona z wyniku.
Trener gdańszczan Piotr Stokowiec dokonał dwóch zmian w wyjściowej jedenastce w porównaniu do zwycięskiego starcia z Piastem. Michał Nalepa na środku defensywy zagrał w miejsce Mario Malocy, a Artur Sobiech z przodu zastąpił Flavio Paixao. Zdecydowanie bardziej zapracowany był stoper, bo inicjatywa przez większość część meczu była po stronie gospodarzy.
Łodzianie od samego początku grali naprawdę odważnie. W ogóle nie było po nich widać zdenerwowania związanego z powrotem do najwyższej klasy rozgrywkowej po siedmiu latach przerwy. Imponował szczególnie Dani Ramirez. Hiszpan stwarzał wiele problemów rywalom, a dwa razy doskonale dograł też piłkę kolegom. Najpierw efektownie przerzucił ją nad głową defensorów do Łukasza Piątka, który skiksował. Później po akcji 27-latka celny, jednak zdecydowanie za lekki strzał, oddał Bartłomiej Kalinkowski.
Lechia długo nie potrafiła złapać odpowiedniego rytmu gry. Z trudem przychodziło jej też konstruowanie składnych akcji. Jedną z nich stworzyła z lewej strony, gdzie coraz lepiej układa się współpraca między Žarko Udovičiciem a Filipem Mladenoviciem. Ten drugi idealnie ruszył do podania kolegi, wstrzelił następnie piłkę w pole karne, ale tam Sobiech nie zdążył dołożyć nogi.
Wydawało się, że Lechia wraz z upływem kolejnych minut zacznie grać lepiej. Jeszcze przed przerwą dwa razy do wysiłku został zmuszony Michał Kołba. Bramkarz ŁKS mimo tego, że długo pozostawał bezrobotny, zachował koncentrację i obronił uderzenia Mladenovicia, a chwilę później Lukaša Haraslina - relacjonuje Onet.