Niespodzianki w Monachium nie było. Bayernowi do zdobycia srebrnej patery wystarczał remis, ale gospodarze nie zamierzali kalkulować, natychmiast rzucili się do ataku i już po czterech minutach prowadzili po golu Kingsleya Comana. 

Kiedy na początku drugiej połowy bijący się o awans do Ligi Mistrzów Eintracht wyrównał (po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i zamieszaniu w polu karnym piłkę z bliska wepchnął Sebastien Haller), kibice wygrywającej w Moenchengladbach Borussii Dortmund mogli mieć nadzieję, że tytuł nie jest jeszcze stracony. Szybko rozwiali je David Alaba i Renato Sanches. Pierwszy dobił strzał Thomasa Muellera, drugi przeprowadził indywidualną akcję i można było chłodzić szampany. 

Finału nie powstydziliby się scenarzyści z Hollywood. Wynik ustalili żegnający się z drużyną Franck Ribery i Arjen Robben. Świetnym zagraniem do asystującego Holendrowi Alabie popisał się Lewandowski. Polak bramki w sobotę nie zdobył, ale i tak czwarty raz w karierze sięgnął po koronę króla strzelców. 

Borussii Dortmund należą się brawa za to, że potrafiła rzucić wyzwanie Bayernowi. To dzięki jej postawie pierwszy raz od dekady w Bundeslidze były emocje do ostatniej kolejki. W Moenchengladbach zwyciężyła 2:0 po golach Jadona Sancho i Marco Reusa. Na pocieszenie zagra w Champions League (awans uzyskały też RB Lipsk i Bayer Leverkusen). 

Kolejny triumf Bayernu oznacza, że w ligach wielkiej piątki nie doszło w tym sezonie do detronizacji. W Anglii i Hiszpanii tytuły obroniły Manchester City i Barcelona, we Włoszech i we Francji trwa dominacja Juventusu i Paris Saint-Germain.