Ona naprawdę daje siłę swoim i odbiera wiarę przybyszom. Przekonała się o tym we wtorek Barcelona. Także legendarna trybuna The Kop za bramką i cały stadion, śpiewający „You’ll Never Walk Alone” dodają futbolowi uroku i umacniają tradycję.
Ale mecze wygrywają i przegrywają piłkarze. Co mogło siedzieć w głowach zawodników Barcelony, którzy w pierwszym meczu pokonali Anglików 3:0, a przed wyjazdem na rewanż dowiedzieli się, że w Liverpoolu nie wystąpią ci, których należałoby obawiać się najbardziej: Mohamed Salah i Roberto Firmino? Wiadomo co. To samo, co siedziało w głowach milionów kibiców na całym świecie: Barcelona ma awans do finału w kieszeni.
Też tak myślałem, nastawiając się na finał Barcelona - Ajax, z duchem Johana Cruyffa, błogosławiącego z niebios obydwu klubom. Ale Juergen Klopp pomyślał inaczej. To samo, co jego wielcy poprzednicy na trenerskich ławkach, kierujący się zasadami, które weszły do słownika futbolu. „Dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe” - mówił Sepp Herberger, trener reprezentacji Niemiec, skazywanej na porażkę w finale mistrzostw świata 1954 z Węgrami, a jednak zwycięskiej.
Powtarzał tę maksymę Kazimierz Górski, który nie załamał rąk na wieść o kontuzji Włodzimierza Lubańskiego, wykluczającej jego udział w mistrzostwach świata. Ludzie nie wyobrażali sobie reprezentacji bez Włodka. Trener tak. I znalazł takiego następcę, że Polacy zajęli trzecie miejsce na świecie. „Kibic może wątpić, trener - nigdy” - mawiał Górski.
Nie można nie wspomnieć o Rafaelu Benitezie, który też już, wydawało się, przegrał finał Ligi Mistrzów, ale powtarzał zawodnikom: jeszcze żyjemy. Po 45 minutach. Liverpool przegrywał z AC Milan 0:3. Wyrównał, pokonał Włochów w rzutach karnych, a Jerzy Dudek został bohaterem i legendą. Grał przez kilkanaście lat, a przeszedł do historii w ciągu kilkunastu minut.