Legia bliżej tytułu. Emocje w Gdańsku

Legia pokonała w Gdańsku Lechię 3:1 i na ostatnią prostą wyścigu o mistrzostwo Polski, to zawodnicy z Warszawy wyjeżdżają w roli lidera i faworyta do szóstego w ostatnich siedmiu latach mistrzostwa.

Aktualizacja: 28.04.2019 06:18 Publikacja: 27.04.2019 23:39

Legia bliżej tytułu. Emocje w Gdańsku

Foto: Shutterstock

Mecz w Gdańsku był idealnym zobrazowaniem ostatnich sezonów w wykonaniu Legii. Fatalny początek, mnóstwo kontrowersji, ale gdy przyszedł decydujący moment, gdy nadszedł czas próby, Legia znów była zwycięska. Nie bez pomocy szczęścia. Bramka na 1:1, która przywróciła drużynę Aleksandara Vukovicia (mecz oglądał z trybun) do życia, padła w kuriozalnych okolicznościach. Pomocnik Lechii Gdańsk Jarosław Kubicki próbował wybić piłkę na oślep, byle dalej z własnego pola karnego. Pech chciał, że trafił w piszczel rozgrywającego bardzo kiepski do tego momentu mecz Pawła Stolarskiego (byłego zawodnika Lechii, który do Warszawy trafił w trakcie sezonu), a piłka wpadła do bramki Dusana Kuciaka (byłego legionisty).

Owszem gol był również konsekwencją tego, jaką Legię zobaczyli w drugiej połowie kibice. Nie był to już chaotyczny, niepoukładany zespół jak w pierwszych 45 minutach. Piłkarze Vukovicia w końcu zaczęli grać i nawiązali walkę w środku pola. Bo to w drugiej linii przegrywali to spotkanie w pierwszej połowie. To w centrum drugiej linii w pierwszej połowie koncertowy mecz rozgrywał wychowanek Legii, od 2014 roku występujący w Lechii – Daniel Łukasik. Po przerwie zespół, którym z ławki dziś wieczorem dyrygował Marek Saganowski (pierwszy mecz w roli szkoleniowca seniorów w życiu) przestał być przestraszony i histeryczny, a zaczął konstruować akcje ofensywne.

Legii w powrocie do tego spotkania pomogła jednak Lechia. Piłkarze Piotra Stokowca  po przerwie zbytnio się cofnęli. Już tuż przed golem Stolarskiego można było odnieść wrażenie, że niemal całym zespołem stoją w okolicach własnego pola karnego. Że jeśli nie odepchną rywala napytają sobie problemów. Że sami zaprosili Legię do ataków, że stworzyli jej do tego odpowiednie warunki. Dlaczego jednak po starcie pechowej bramki na 1:1, tylko przez krótką chwilę wrócili do gry z pierwszej połowy, pozostanie ich tajemnicą.

 

Bramkę rozstrzygającą o losach meczu, a być może tytułu, zdobył dziesięć minut przed końcem Kasper Hamalainen – doświadczony Fin, jeden z tych, których zwolniony niedawno Ricardo Sa Pinto nie widział w składzie, jeden z tych, którzy niemal nie dostawali szans. Jedną z pierwszych decyzji Vukovicia było przywrócenie do zespołu doświadczonych graczy – właśnie Fina, ale także Miroslava Radovicia, oraz przywrócenie do pierwszej drużyny zesłanego do rezerw Arkadiusza Malarza. W Gdańsku Hamalainen dostał jednak fantastyczne podanie od Sebastiana Szymańskiego. Zwycięstwo Legii przypieczętował  uderzeniem z dystansu wypożyczony na pół roku ze Sportingu Iuri Medeiros.

Kibice jednak długo jeszcze będą dyskutować o decyzjach sędziego Daniela Stefańskiego. Już w trzeciej minucie spotkania napastnik Legii Artur Sobiech minął Radosława Cierzniaka i z ostrego kąta uderzył do pustej bramki. Piłkę wybił Artur Jędrzejczyk i chyba wszyscy byli stuprocentowo pewni, że zrobił to ręką. Stefański skorzystał z możliwości obejrzenia powtórki na wideo, ale wydawało się, że robi to wyłącznie po to, by podyktować rzut karny. Tymczasem Stefański zarządził rzut sędziowski (nawet nie podyktował rzutu rożnego) wprawiając wszystkich w osłupienie.

Sędzia jednak zrobił w tej sytuacji wszystko dobrze. Rzut sędziowski wziął się stąd, że Sefański przerwał akcję gwizdkiem, zanim piłka wyszła na róg. To jednak mniej istotne – ważniejsze, co z jedenastką, a właściwie jej brakiem. Według przepisów, jeśli piłka trafiła najpierw w przepisową część ciała (a tak było w przypadku Jędrzejczyka, który zagrał klatką piersiową), a później dopiero w rękę, rzut karny się nie należy.  Dla kibiców Lechii to oczywiście marne pocieszenie, szczególnie, że w drugiej połowie niemal identyczna sytuacja miała miejsce po zagraniu Williama Remy’ego. Francuz też najpierw zagrał klatką, a dopiero później piłka trafiła go w rękę. I znów jedenastki nie było.

W przyszłej kolejce Legia podejmie u siebie Piasta, natomiast rozbita psychicznie Lechia (którą czeka jeszcze finał Pucharu Polski w Warszawie przeciwko Jagiellonii) jedzie do Krakowa na spotkanie z Cracovią.

 

 

Lechia Gdańsk – Legia Warszawa 1:3 (1:0)

Bramki: Haraslin 17 – Stolarski 61, Hamalainen 80, Medeiros 90

Czerwona kartka: Błażej Augusty z Lechii (89 za drugą żółtą)

Mecz w Gdańsku był idealnym zobrazowaniem ostatnich sezonów w wykonaniu Legii. Fatalny początek, mnóstwo kontrowersji, ale gdy przyszedł decydujący moment, gdy nadszedł czas próby, Legia znów była zwycięska. Nie bez pomocy szczęścia. Bramka na 1:1, która przywróciła drużynę Aleksandara Vukovicia (mecz oglądał z trybun) do życia, padła w kuriozalnych okolicznościach. Pomocnik Lechii Gdańsk Jarosław Kubicki próbował wybić piłkę na oślep, byle dalej z własnego pola karnego. Pech chciał, że trafił w piszczel rozgrywającego bardzo kiepski do tego momentu mecz Pawła Stolarskiego (byłego zawodnika Lechii, który do Warszawy trafił w trakcie sezonu), a piłka wpadła do bramki Dusana Kuciaka (byłego legionisty).

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Euro 2024. Wiemy, gdzie i kiedy reprezentacja Polski zagra przed turniejem
Piłka nożna
Piłkarskie klasyki w Wielkanoc: City-Arsenal, Bayern-Borussia i OM-PSG
Piłka nożna
Gruzja jedzie na Euro 2024. Ten awans to nie przypadek
PIŁKA NOŻNA
Michał Probierz dla „Rzeczpospolitej”. Jak reprezentacja Polski zagra na Euro 2024
Piłka nożna
Bilety na mecze Polski na Euro 2024 szybko wyprzedane. Kibice rozczarowani