Lech tylnymi drzwiami wśliznął się do grupy mistrzowskiej – mimo dwóch wstydliwych porażek w ostatnich trzech kolejkach sezonu zasadniczego. Trener Dariusz Żuraw, tuż po przegranej z Jagiellonią (0:2), mówił zrezygnowany przed kamerami telewizyjnymi, że jego drużyna musi „dograć sezon do końca". Nie zapowiadał walki o nic więcej, a przecież Lech ma tylko pięć punktów straty do czwartego miejsca, które może dawać grę w europejskich pucharach.
Wygląda jednak na to, że Żuraw wiedział, co mówi. W minionym tygodniu mocą oficjalnego komunikatu Lech Poznań potwierdził to, o czym szeptało się już od jakiegoś czasu. Latem klub pożegna się z minimum dziewięcioma zawodnikami, a być może liczba ta wzrośnie. Pięciu zawodnikom kończą się w czerwcu umowy i nie zostaną przedłużone.
Z Poznaniem będą się musieli pożegnać obaj bramkarze – Matúš Putnocky i Jasmin Burić, stoper Nikola Vujadinović, pomocnik Maciej Gajos oraz Łukasz Trałka – były kapitan zespołu, który w Lechu jest od 2012 roku i w barwach Kolejorza zdobył mistrzostwo Polski (2015) i Superpuchar. Ale dla wielu kibiców jest on też symbolem ostatnich porażek, rozczarowujących sezonów bez trofeów, gdy zawodnicy wyglądali na pogodzonych z losem.
Trałka został kozłem ofiarnym kibiców, którzy zaczęli obwiniać go o wszystko co złe. Na jego temat krążyły niezliczone historie – prawdziwe i naciągane. Szeptano, że to Trałka i inni doświadczeni zawodnicy stoją za kolejnymi zmianami trenerów i że sami wybierają sobie, z kim będą pracować. Wiele z tych historii było krzywdzących, ale jednocześnie kibice nie mogli zapomnieć Trałce nagrania, które wyciekło do internetu, a na którym słychać, jak lekceważąco wypowiada się on o fanach, którzy przyszli pożegnać piłkarzy ruszających autokarem do Warszawy na mecz z Legią.
Z Lechem rozstaną się też zawodnicy wypożyczeni – Rafał Janicki, Vernon De Marco oraz Dimítris Goútas. Wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy dostał Rumun Mihai Radut.