Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, czy system wideoweryfikacji jest potrzebny, w środowy wieczór dostał ostateczną odpowiedź. 

Była 37. minuta meczu w Amsterdamie. Rzut rożny dla gospodarzy. Thibaut Courtois popełnił błąd, nie złapał prostej piłki, dopadł do niej Nicolas Tagliafico i strzałem głową dał Ajaksowi prowadzenie. Sędzia Damir Skomina otrzymał sygnał z wozu VAR od Szymona Marciniaka, że przeszkadzający bramkarzowi Realu w skutecznej interwencji Dusan Tadić mógł być na spalonym. Słoweniec obejrzał powtórkę na monitorze i gola nie uznał. 

Ajax nie wyglądał na drużynę, która do fazy pucharowej Ligi Mistrzów wracała po 13 latach. Młodzież z Amsterdamu grała tak, jakby za wszelką cenę chciała udowodnić, że wiek nie ma znaczenia, jeśli posiadasz umiejętności. Nieuznana bramka i stracony w drugiej połowie gol (Karim Benzema trafił po indywidualnej akcji Viniciusa Juniora) nie wybiły jej z rytmu. Wręcz przeciwnie - dodały piłkarskiej złości. Gdy kwadrans przed końcem Hakim Ziyech wyrównał, stadion Johana Cruyffa eksplodował z radości. Ale szczęśliwego zakończenia nie było. Trzy minuty przed ostatnim gwizdkiem sędziego zwycięstwo Realowi zapewnił Marco Asensio. 

Wielkie oczekiwania, poparte twardymi faktami i liczbami, towarzyszyły również drugiemu spotkaniu na Wembley. Obie drużyny potrafią grać ofensywnie i widowiskowo, w czterech ich poprzednich meczach padały średnio po trzy gole. Ale pierwsza połowa mogła się spodobać co najwyżej miłośnikom taktyki. 

Borussia przyleciała do Londynu bez najlepszych strzelców Marco Reusa i Paco Alcacera oraz Łukasza Piszczka i Juliana Weigla, Tottenham nie mógł skorzystać ze swoich liderów Harry’ego Kane’a i Dele Allego. Ale to właśnie zespół Mauricio Pochettino poradził sobie lepiej z absencjami gwiazd i w drugiej połowie rzucił rywali na deski. Heung-Min Son, Jan Vertonghen i Fernando Llorente sprawili, że Anglicy są już jedną nogą w ćwierćfinale.