Pięć minut przed końcem pierwszej połowy Kuba Błaszczykowski ustawił piłkę na jedenastym metrze. Stał bezpośrednio przed transparentem o treści: „Miłość większa od milionów – Kuba wreszcie witaj w domu”. 40 minut wcześniej trybuna przykryta były jeszcze wielką flagą z jego wizerunkiem. W ten sposób Błaszczykowski był witany z powrotem na stadionie Wisły po 12 latach przerwy. Był witany na stadionie klubu, którego stał się legendą za życia.
Reprezentant Polski mógł spokojnie przeczytać treść transparentu i przyjrzeć się detalom wykonania – złotym literom z białymi refleksami na czarnym tle. Błaszczykowski w trakcie kariery wykonywał ważniejsze jedenastki. W meczach o większą stawkę – jak chociażby na Euro 2016 gdy decydowały się losy awansu do ćwierćfinału przeciwko Szwajcarii (udanie) i kilka dni później gdy to jego pudło z jedenastu metrów zadecydowało o braku awansu do półfinału w meczu z Portugalią. Ale prawdopodobnie nawet tamte rzuty karne kosztowały go mniej emocji. W końcu posłał piłkę w lewy róg bramkarza, stanął naprzeciw fetującej go trybuny i uniósł zaciśniętą pięść w górę.
To moment symboliczny, wieńczący pewną historię. Spinający ją klamrą. Akcja ratowania Wisły przed upadkiem, akcja, w którą zaangażowały się tysiące kibiców nie tylko w Krakowie, ale w całej Polsce zyskała moment ikoniczny. Błaszczykowski stojący z pięścią uniesioną w powietrze przed banerem witającym go w domu. Bo przecież bez pomocy reprezentanta Polski dzisiejszy mecz by się nie odbył.
Gdyby finalista Ligi Mistrzów z 2013 roku nie wyłożył wraz z Jarosławem Królewskim i Tomaszem Jażdżyńskim czterech milionów złotych pożyczki na pokrycie zaległości wobec piłkarzy, równie dobrze dziś stadion przy Reymonta mógłby stać w ciemności, z wygaszonymi jupiterami, po trybunach hulałby wiatr, a grupa pasjonatów zastanawiałaby się w jakiej formie można reaktywować 13-krotnego mistrza Polski od kolejnego sezonu w IV lidze.