Portugalski gwiazdor to prawdziwy kat Atletico. W 31 meczach w barwach Realu strzelił mu 22 bramki. Przed dwoma laty w półfinale Champions League popisał się nawet hat trickiem. A później tradycyjnie już sięgnął po koronę króla strzelców. Robi to regularnie od sześciu sezonów. Ale w tym roku ta misja może się nie powieść. Po fazie grupowej Cristiano ma tylko jednego gola, a najgroźniejszą bronią drużyny jest Paulo Dybala (pięć trafień).
Juventus, choć w ostatnich czterech latach był dwukrotnie w finale, na triumf w Lidze Mistrzów czeka od 1996 roku. – Jeśli nie wygrają z Ronaldo w składzie, trzeba będzie uznać to za porażkę – mówi były obrońca reprezentacji Włoch i Interu Marco Materazzi.
Odpadnięcie na tak wczesnym etapie będzie katastrofą dla obydwu zespołów. Piłkarzy Atletico motywować nie trzeba, w końcu tegoroczny finał odbędzie się na ich stadionie. – Ale już najbliższy mecz będzie jak finał. Nie ma miejsca na błędy – uważa trener Atletico Diego Simeone.
Prowadzący Juventus Massimiliano Allegri twierdzi, że kluczem do awansu będzie zdobycie gola w Madrycie. Przed rokiem jego zawodnicy przeżyli tu ogromne rozczarowanie – w ćwierćfinale z Realem. Odrobili straty z pierwszego, przegranego 0:3 spotkania, i myślami byli już w dogrywce. W doliczonym czasie Lucas Vazquez przewrócił się w polu karnym, sędzia podyktował jedenastkę dla gospodarzy, a protestującego Gianluigiego Buffona ukarał czerwoną kartką. Zastępujący go Wojciech Szczęsny nie zdołał obronić karnego wykonywanego przez Ronaldo i mistrzowie Włoch w dramatycznych okolicznościach pożegnali się z rozgrywkami. Powrót do stolicy Hiszpanii, choć na inny stadion, ma więc smak wyjątkowy.
Drugi zaplanowany na środowy wieczór mecz będzie miał szczególne znaczenie dla Leroya Sane. Skrzydłowy Manchesteru City wraca do Gelsenkirchen – miejsca, w którym zaistniał w wielkim futbolu. Bukmacherzy nie dają Schalke większych szans.