Ludwik Miętta-Mikołajewicz, honorowy prezes Wisły: To nie ja wprowadziłem "Miśka"

- W 2011 roku do zarządu Towarzystwa Sportowego zostali wybrani m.in. Piotr Wawro i Robert Szymański. W ślad za panem Wawro, wiceprezesem ds. finansowych, wszedł do klubu Paweł M., ps. "Misiek". Nie ukrywam, że wierzyłem wtedy w to, do czego mnie przekonywał P. Wawro: resocjalizację Pawła M. - mówi w rozmowie z Onetem honorowy prezes Wisły, Ludwik Miętta-Mikołajewicz.

Publikacja: 20.01.2019 10:26

Ludwik Miętta-Mikołajewicz, honorowy prezes Wisły: To nie ja wprowadziłem "Miśka"

Foto: Fotorzepa/ Piotr Nowak

Jak pan ocenia obecną sytuację klubu?

Pracuję w Wiśle od siedemdziesięciu lat. Pierwsze kroki w klubie stawiałem w 1946 roku. Nie pamiętam, by wcześniej Biała Gwiazda znalazła się na tak ostrym zakręcie jak teraz, choć niejednokrotnie zdarzały się trudne sytuacje. Nigdy nie było też takiego ataku medialnego. Ten atak trochę mnie dziwi. Kiedy padały Polonia, ŁKS, Widzew czy Ruch, nie wywoływało to aż takiego zainteresowania. Kiedy pojawił się temat współpracy z "Miśkiem"? By w pełni oddać sytuację trzeba cofnąć się do 2011 roku, kiedy na walnym zgromadzeniu sprawozdawczo-wyborczym głosami większości sekcji do zarządu zostali wybrani panowie Piotr Wawro i Robert Szymański, którzy wcześniej byli prezesami Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków. W ślad za panem Wawro, który został wiceprezesem ds. finansowych, wszedł do klubu słynny "Misiek". Przedstawiono mi do podpisu umowę na wydzierżawienie mu siłowni. Nie ukrywam, że wierzyłem wtedy w to, do czego mnie przekonywał Wawro: szansę resocjalizacji "Miśka". Paweł M. uczynił jako młody chłopak wiele złego, choćby tym rzutem nożem w głowę Dino Baggio, ale później odcierpiał swoje, założył firmę zarejestrowaną w KRS i nic nie stało na przeszkodzie, by taką umowę podpisać. Tym bardziej że siłownia znajdująca się w tzw. nowej hali, prowadzona przez poprzednika, była w fatalnym stanie, a najemca przestał płacić czynsz. Stąd udostępnienie siłowni Pawłowi M., który zobowiązał się do remontu i wzbogacenia jej o nowy sprzęt. O ile wiem, Piotr Wawro pożyczył mu na to wyposażenie 300 tysięcy złotych i faktycznie siłownia zaczęła działać bardzo dobrze. Pojawił się wspomniany sprzęt. Stąd relatywnie niski czynsz. Wejdę panu w słowo. Rzeczniczka Wisły Kraków, Iwona Stankiewicz, informowała niedawno: "Czynsz [za siłownię] wynosi 9250 zł, a w okresie wakacyjnym 4990 zł". Nie powiem panu dokładnie, ale o ile pamiętam, podpisywaliśmy umowę właśnie na taką kwotę. Jak mówiłem, niskie opłaty wzięły się stąd, że firma Pawła M. zobowiązała się do generalnego remontu. Dziennikarz TVN Szymon Jadczak informował, że umowę podpisano do końca... 2029 roku. Skąd tak długi termin? Umowa obowiązywała do 2027 roku. Piotr Wawro zasugerował mi, że inwestycje, które poczyni Paweł M., nie mogą się zwrócić w ciągu paru lat. Później została skrócona, bo nowy statut nie przewidywał możliwości podpisania umowy na dłuższy okres. Nie przeszkadzało panu, że do klubu wchodzi człowiek z przeszłością kryminalną, który w dodatku mocno zaszkodził Wiśle? Odpowiedziałem już panu na to pytanie. Przekonywano mnie, że Paweł M. już swoje odcierpiał i chce odkupić winę.

Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że kłopoty Wisły zaczęły się, od kiedy zjawił się w niej "Misiek"?

Poniekąd tak, ale proszę pozwolić mi na kontynuowanie wypowiedzi. Przejdźmy do roku 2015. Ogłosiłem przed wyborami do zarządu, że nie będę kandydował i rozpoczęła się walka o schedę po mnie. W trakcie walnego zgromadzenia w 2015 roku kandydujący na fotel prezesa Piotr Wawro podczas zarządzonej przerwy wdał się w kuluarach w ostrą wymianę zdań z grupką delegatów. Po niej Wawro opuścił walne zgromadzenie i więcej się w klubie nie pokazał. Mniej więcej od tego momentu zaczęły się coraz mocniejsze wpływy SKWK na działalność TS Wisła. Ja już nie byłem prezesem. Na walnym zgromadzeniu wybrano Piotra Dunina-Suligostowskiego, który pełnił swoją funkcję do czerwca 2017 roku. Po nim zaczęła rządzić Marzena Sarapata.

Kiedy zmienił pan perspektywę i uznał pan, że związanie się umową z Paweł M. było bardzo dużym błędem?

Nie zgodzę z określeniem "bardzo duży", ale na pewno był to błąd. Przyznaję to. Jako prezes byłem odpowiedzialny za TS i poniekąd czuję się winny. Zacząłem patrzeć tak na sprawę już po tym, jak przestałem pełnić funkcję prezesa.

A gdy w lutym 2015 roku media informowały, że Paweł M. ponownie został skazany, tym razem za kradzież maczet, nie pomyślano o zakończeniu z nim współpracy?

Nie, nikt z zarządu nie podjął takiego tematu. Potraktowano to jako wybryk, tym bardziej że nikt nie wnosił zastrzeżeń do działania siłowni.

Nie widział pan nic złego w tym, że człowiek, który właśnie został skazany za - przypomnijmy raz jeszcze - kradzież maczet, wynajmuje pomieszczenie od TS?

Nie można powiedzieć, że mi nie przeszkadzało, ale określę to w ten sposób: miałem ograniczone możliwości wpłynięcia na sytuację. Poza tym cały czas rozmawiamy o Pawle M. jako osobie, a to była firma. Podkreślę jeszcze raz: nikt z ośmioosobowego zarządu nie podnosił tematu rozwiązania umowy z tą firmą.

Uważa pan, że jest to coś normalnego?

Z perspektywy czasu myślę, że nie.

- rozmawiał Dariusz Faron (Onet)

Więcej

Piłka nożna
Euro 2024. Jak Luciano Spalletti odbudowuje reprezentację Włoch
Piłka nożna
Nowy termin sprzedaży biletów na mecze Polski na Euro 2024. Jest komunikat PZPN
Gruzja
Rząd zdecydował o odznaczeniu piłkarzy za awans na Euro 2024
Piłka nożna
Polska na Euro 2024. Jak kupić bilety na jej mecze? Uwaga na jeden warunek
Piłka nożna
Euro 2024. Ile dostaną Polacy za awans? Zarobi nawet Fernando Santos