Jarosław Królewski: Musimy nauczyć się pomagania

Próbujący ratować Wisłę Kraków biznesmen Jarosław Królewski o swoich planach na uzdrowienie klubu.

Aktualizacja: 13.01.2019 20:35 Publikacja: 13.01.2019 18:16

Jarosław Królewski: Musimy nauczyć się pomagania

Foto: Synerise: Materiały własne

Zajął się pan organizowaniem wsparcia biznesu. Od razu w porozumieniu z Rafałem Wisłockim i Bogusławem Leśnodorskim?

Jarosław Królewski: Na początku to było nieformalne, nawet dziś staram się trzymać z daleka od kwestii dokumentów licencyjnych, tych wszystkich spraw, którymi zajmuje się kancelaria. Rozkręciłem akcję zbierania pieniędzy dla Wisły, spotkałem się z Bogusławem Leśnodorskim i tam ustaliliśmy podział obowiązków. Mam wielu znajomych wśród biznesmenów, z którymi mogę rozmawiać, a wszystkie informacje przekazuję panom Wisłockiemu i Leśnodorskiemu. Oni zajmują się resztą.

Gdyby nie było kogoś takiego jak Leśnodorski, to zaangażowałby się pan tak mocno w szukanie inwestorów?

Myślę, że nie. Wtedy moje wsparcie dla Wisły Kraków ograniczyłoby się do wpłat na konto Socios Wisła, które te pieniądze przekazuje do klubu, ale w szukanie inwestorów strategicznych bym się nie angażował.

Do ilu drzwi pan musiał zapukać, żeby zdobyć wsparcie? Namawia pan kolegów na darowizny, szuka osoby, która udzieli pożyczki wspólnie z panem i Jakubem Błaszczykowskim...

To trzeba rozdzielić. Jeśli chodzi o zbiórkę, to dziś jeszcze nie wykorzystuję w pełni swoich możliwości, pamiętajmy, że równolegle mam swoją firmę. Ta sprawa jest świeża, ma niecały tydzień i uważam, że jeszcze wiele osób się przyłączy. Moi partnerzy mnie znają ze wcześniejszej współpracy i wiedzą, że warto. Nigdy nie biegam za inwestorami, nawet jeśli chodzi o moją firmę Synerise, raczej to się przyłączają. Podobnie jest w przypadku Wisły. Jeśli chodzi o "trio pożyczkowe", to nie miałbym żadnego problemu, żeby znaleźć wielu chętnych. Nawet w tej sytuacji było co najmniej pięć osób, gotowych wyłożyć pieniądze. Wybrałem osobę, która według mnie jest najbardziej związana z klubem mentalnie i w przyszłości jeszcze może wnieść kolejne wsparcie dla Wisły.

Wyprawa do Londynu. Kiedy się ten pomysł zrodził? Opublikował pan zdjęcie z Mathieu Flaminim, który był przecież świetnym piłkarzem.

Z Mathieu znam się już chwilę, mamy własne projekty. Rozmawiałem z nim o Wiśle, przekazał mi kontakty do klubów angielskich, ale ja też mam swoje znajomości w Londynie. Wystarczy kilka telefonów i lot do Anglii, nic wielkiego. Często jestem w kontakcie z większością największych funduszy inwestycyjnych na świecie, a to umożliwia kontakty do innych wielkich przedsiębiorców. To, że możemy rozpocząć jakiś dialog, poradzić się, zapytać, co sądzą o tej sprawie, nie jest niczym wielkim.

Podobno już się odzywają inwestorzy zainteresowani przejęciem Wisły?

Nie o wszystkim mogę mówić, ale mogę potwierdzić, że takie rozmowy prowadziłem. Jest wiele firm, które sygnalizują, że mają świetny pomysł na Wisłę, na zorganizowanie akademii. Wielu inwestorów się odzywa. Pracuję, żeby klubem z Krakowa zainteresował się zachodni biznes, ale zagwarantować niczego nie mogę. Ale nie mogę też nie spróbować. Trzeba tylko wszystko profesjonalnie przeprowadzić. Nie takie problemy, jakie ma Wisła, w biznesie się zdarzały. Trzeba określić sytuację wyjściową, cele, a reszta to zwykła decyzja ekonomiczna. Nie dramatyzujmy. Atmosfera się ociepliła i trzeba walczyć. Problemem jest czas, którego mamy za mało. Pożyczka dla klubu ma nam dać czas na spokojniejsze negocjacje, żeby nie oddać klubu byle komu, za byle co.

Priorytetem jest odzyskanie licencji oraz powstrzymanie odchodzenia zawodników?

Moim celem nadrzędnym jest pomoc w znalezieniu inwestora strategicznego. Dlatego też osobiście spłaciłem Martina Kostala poprzez darowiznę. Widać już, że to był dobry ruch, bo możemy spokojnie rozmawiać o jego sprzedaży, jeśli tylko będzie chciał. To są naczynia połączone. Jeśli stracimy wielu zawodników, to ciężej będzie przekonać inwestorów do przyjścia.

Pan zaangażował wiele swoich pieniędzy. Część to darowizna, więc nie do odzyskania, a część to pożyczka. Żona nie mówi: Halo, stop?

Niestety, już się przyzwyczaiła do moich dziwnych pomysłów, więc jej to nie rusza.

Więcej jest w tym u pana serca czy rozumu?

Intuicji, coś pomiędzy sercem a rozumem.

Pożyczka jest bezcenna dla Wisły, ale ją też trzeba spłacić.

To jest jednak najlepsze rozwiązanie, bo nie obciążamy akcjonariatu, to nie będzie też lichwiarski procent. Podnieśliśmy kapitał z inżynierską precyzją. Zrobiliśmy to w określonym celu, mamy pomysł, jak to wykorzystać, ale o tym nie mogę jeszcze mówić.

Jak pan ocenia szanse Wisły na odzyskanie licencji?

Mam nadzieję, że to jest 100 procent. Szczegółami prawnymi zajmuje się jednak zespół Bogusława Leśnodorskiego.

Mówi pan, że w środowisku biznesowym, w którym się pan obraca, niekoniecznie takie zaangażowanie jest odbierane pozytywnie.

Pamięta pan księdza Jana Kaczkowskiego? Zachorował na raka, więc kiedy opowiedział o chorobie, to zaczął być traktowany jak celebryta, sam o sobie mówił "onkocelebryta". „Sprzedał siebie”, swoją prywatność, podzielił się, ale dzięki temu możemy czytać jego książki, mogliśmy obserwować jego walkę z chorobą, co wielu ludziom mogło pomóc. Ja też się mogłem schować. Czasami człowiek musi ocenić, że może coś stracić, być oskarżonym o chęć ugrania czegoś. Proszę mi wierzyć, ja w Polsce nie potrzebuję reklamy.

Pan jako chłopak z malutkiej miejscowości zrozumiał kibiców Wisły, którzy tracą marzenia?

Sprawa Wisły to nie tylko piłkarze, którzy nie dostają pensji, ale też młodzi ludzie, którzy oglądają mecze, żyją tym wszystkim. Co oni czują, kiedy to widzą? Dla mnie, jako polskiego przedsiębiorcy, jest upokarzające, że ci młodzi ludzie nie zobaczą nikogo, kto jest w stanie walczyć. Jeśli oni sami trafią na taką przeszkodę, to mają się poddać? Taki sygnał dostają, a sport wzywa do walki do końca. To się rozstrzyga na poziomie wartości, ale musimy się nauczyć pomagania. To jest bardzo ważne, a tego nam jeszcze brakuje. Chcemy jak najszybciej zysków wymiernych, a one są czasami gdzie indziej, w człowieku, w wartościach.

Chciałby pan kiedyś wejść w futbol z pieniędzmi?

Wolę nie mówić o przyszłości, ale na tę chwilę nie mam takich planów.

Zajął się pan organizowaniem wsparcia biznesu. Od razu w porozumieniu z Rafałem Wisłockim i Bogusławem Leśnodorskim?

Jarosław Królewski: Na początku to było nieformalne, nawet dziś staram się trzymać z daleka od kwestii dokumentów licencyjnych, tych wszystkich spraw, którymi zajmuje się kancelaria. Rozkręciłem akcję zbierania pieniędzy dla Wisły, spotkałem się z Bogusławem Leśnodorskim i tam ustaliliśmy podział obowiązków. Mam wielu znajomych wśród biznesmenów, z którymi mogę rozmawiać, a wszystkie informacje przekazuję panom Wisłockiemu i Leśnodorskiemu. Oni zajmują się resztą.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne