W pięciu meczach Jerzy Brzęczek dawał szansę gry 25 zawodnikom. Teoretycznie najlepszym w Polsce. Ale mało kto gra na poziomie, jakiego oczekuje się od reprezentanta kraju. Nieszczęście polega na tym, że lepszych nie ma, a przynajmniej ich nie widać. A jeśli jeszcze któryś z podstawowych graczy odniesie kontuzję, trudno go zastąpić kimś równie dobrym.
Ta uwaga tym razem odnosi się do wyrwy, jaka powstała po Kamilu Gliku. On też jest chimeryczny, ostatnio popełnia więcej błędów, ale kiedy go brakuje, nasza obrona przestaje być betonową zaporą, a staje się rzadkim żywopłotem. Jan Bednarek może i ma predyspozycje do gry na stoperze, może kiedyś będzie drugim Jerzym Gorgoniem lub Władysławem Żmudą, ale żaden z nich takich błędów, jak Bednarek w meczu z Czechami nie popełniał. Ten jeden błąd zadecydował o porażce.
Oczywiście Bednarek nie jest winny przegranej. Na boisku było jedenastu, a w sumie nawet czternastu piłkarzy. O kim można powiedzieć: oto zawodnik, z którego jesteśmy dumni, oto siła lub przyszłość reprezentacji.
O nikim. Dotyczy to również Roberta Lewandowskiego. On żyje z podań, a tych podań nie dostaje, bo partnerzy tego nie potrafią. Ale to jest czołowy napastnik świata, a tacy czasami w pojedynkę wygrywają mecze. Lewandowski strzelił ostanie bramki w czerwcu, w meczu w Litwą, która udającej się na mundial Polsce nie przeszkadzała na boisku. Potem rozegrał trzy pełne mecze w Rosji i cztery już za kadencji Jerzego Brzęczka. Nie zdobył gola, a nawet jego strzały można policzyć na palcach jednej ręki.
To nie przypadek. W Bayernie Polak może mieć słabszy dzień, ale tam ma co najmniej pięciu partnerów, od których może się spodziewać podania lub z którymi rozegra akcję. W reprezentacji żadnego. Piotr Zieliński w kolejnym meczu przekonuje, że nie można na niego liczyć zwłaszcza w sytuacji, kiedy drużynie się nie wiedzie. Grzegorz Krychowiak dawno przestał być zawodnikiem, mającym wpływ na grę. A przecież to są gwiazdy, bez nich trudno było sobie tę drużynę wyobrazić.