Mecz z Portugalią był dla Jerzego Brzęczka okazją do taktycznych eksperymentów. Zgodnie zresztą z zapowiedziami. Prezes Zbigniew Boniek zapowiadał, że Brzęczek i reprezentacja nie będą rozliczani z wyniku w Lidze Narodów, tylko będzie ona potraktowana jako poligon doświadczalny. I chociaż sam selekcjoner zapowiadał iż gra tylko o zwycięstwo oraz awans do fazy finałowej, w głębi ducha z pewnością Bońkowi za takie postawienie sprawy dziękował.
Brzęczek w czwartek przeciwko Portugalii chciał aż za dużo. Z jednej strony posłał do pierwszej jedenastki dwóch napastników, bardzo do siebie podobnych i nieco sobie przeszkadzających, czyli Roberta Lewandowskiego i Krzysztofa Piątka, z drugiej całkowicie zrezygnował ze skrzydłowych.
Kadra zagrała w ustawieniu z czterema środkowymi pomocnikami. Dwóch z nich – Rafał Kurzawa i Mateusz Klich – miało w odpowiednich fazach meczu schodzić na skrzydła. Jak się jednak okazało Kurzawa fatalnie radził sobie w obronie i ponosi współodpowiedzialność za dwie z trzech straconych bramek. Zarówno przy pierwszej jak i trzeciej był niemiłosiernie ogrywany przez Bernardo Silvę z Manchesteru City.
W oczy rzucało się, że Klich z Krychowiakiem dublowali swoje pozycje i wchodzili sobie zbyt często w drogę. Widać też było, że to system, który wymaga od zawodników automatyzmów. Muszą dokładnie wiedzieć w jakiej sytuacji wymaga się od nich by zostali w środku pola, a kiedy mają schodzić na skrzydło. Bywało bowiem tak, że trzech Portugalczyków stawało naprzeciw jednego zawodnika w biało-czerwonej koszulce a taka walka była przecież z góry skazana na porażkę.
Dziwne, że wśród powołanych przez Brzęczka zawodników tylko jeden na co dzień występuje w takim ustawieniu – to Karol Linetty z Sampdorii Genua, który we włoskim klubie jest tym ze środkowych pomocników, który musi asekurować prawe skrzydło. Tymczasem Linetty nie tylko nie znalazł się w podstawowej jedenastce, to nawet nie wszedł z ławki.