Wspólnym mianownikiem łączącym Wisłę Płock i Arkę Gdynię przed ich bezpośrednim starciem w ramach piątej kolejki był przede wszystkim brak zwycięstwa w dotychczasowych zmaganiach sezonu 2018/19. Pierwszy kwadrans meczu stał pod znakiem kompletnie nieudanych zagrań i podań. Piłka rozgrywana w strefie środkowej jeszcze docierała do adresatów, ale w innych sektorach boiska mnożyła się niedokładność po obu stronach.
Widowisko rozruszać miało szansę potężne uderzenie Damiana Szymańskiego z dystansu. Pomocnik gospodarzy huknął w prawą stronę bramki z 30 metrów, a piłka odbiła się od słupka. Okazję miała także Arka za sprawą Rafała Siemaszki, który wyszedł sam na sam z bramkarzem. Zamiast podjąć jedyną właściwą w tej sytuacji decyzję o strzale, napastnik próbował podania, co umożliwiło skuteczny powrót obronie i interwencję bramkarzowi Daehne.
W składzie Wisły Płock znajdował się Ricardinho, który w poprzednich czterech kolejkach zdołał oddać pięć strzałów w światło bramki przeciwników. To był najlepszy tego typu dorobek w lidze, ale w pierwszej połowie ani Brazylijczyk, ani nikt inny na boisku nie przejawiał szczególnej ochoty na oddawanie uderzeń na bramkę.
Zaraz po przerwie zakotłowało się pod bramką podopiecznych Dariusza Dźwigały. Daehne został zmuszony do obrony przy użyciu piąstkowania, a chwilę później, gdyby nie dobra postawa defensywna Damiana Szymańskiego, piłkę w siatce umieściłby Adam Marciniak.
Napór w wykonaniu gości w końcu przyniósł rezultat bramkowy. Aleksandar Kolew był idealnie ustawiony, co dostrzegł Goran Cvijanović. Bułgar wpakował piłkę do bramki głową, co oznaczało też, że Arka pierwszy raz w tym sezonie zdobyła gola otwierającego rezultat. Gdynianie grali jak natchnieni, już minutę po strzelonej bramce, mogli zdobyć kolejną. Tym razem jednak Janota nie wykorzystał szansy.