Druga połowa to już dramat Liverpoolu i Kariusa oraz wielki dzień Bale'a. Po pierwszym katastrofalnym błędzie Niemca Liverpool zdołał jeszcze wyrównać, ale potem piłkarskim geniuszem błysnął Bale, a gdy Liverpool szukał gola wyrównującego jeszcze raz fatalny błąd popełnił Karius. Dla Niemca był to z pewnością jeden z najgorszych meczów w życiu. Po bramce na 3:1 Liverpool nie był już się w stanie podnieść.
I połowa:
Mecz zaczął się od ataku Liverpoolu - już w 20 sekundzie po szybkiej akcji Mohamed Salah zagrał prostopadle w pole karne do Sadio Mane, ale ten został uprzedzony przez obrońców Realu. Chwilę później na lewym skrzydle szarpnął Ronaldo. Pierwsze minuty rozgrywane były naprawdę w szybkim tempie.
W trzeciej minucie Salah zalazł na prawym skrzydle podłączającego się do akcji ofensywnej Trenta Alexandra-Arnolde'a - ale jego dośrodkowanie zablokował Varane.
W czwartej minucie Liverpool wywalczył rzut wolny ok. 22 metrów od bramki (faulowany był Mohamed Salah). Milner i Salah rozegrali piłkę krótko, ale próba strzału Egipcjanina została zablokowana.
W pierwszych minutach Liverpool uzyskał wyraźną przewagę. W 7 minucie Salah zagrał do stojącego przed polem karnym Firmino, ten natychmiast zagrał w tempo do wybiegającego na pozycję Salaha, a także biegnącego obok niego Alexandra-Arnolda - ale zawodników Liverpoolu ubiegł Navas.
W 10 minucie na ataki Liverpoolu strzałem z ok. 25 metrów odpowiedział Marcelo. Strzelił niecelnie - choć warto zauważyć, że lewy obrońca znalazł się na pozycji, na której normalnie powinien być Isco albo Benzema.
W 13 minucie doszło do prawdziwego ostrzału bramki Navasa - próbował Mane, próbował Salah, próbował Alexander-Arnold - ale kolejne uderzenia były blokowane przez obrońców Realu.
Odpowiedź Realu? Ronaldo popędził tym razem prawym skrzydłem, uciekł Van Dijkowi i strzelił mocno na bramkę Kariusa. Pomylił się minimalnie.
W 17 minucie po rzucie rożnym niepewne wyjście zaliczył Navas, który przegrał pojedynek z Van Dijkiem - ale ten uderzył wysoko nad bramką.
Po pierwszych 15 minutach tempo meczu nieco spadło. Liverpool zaczął grać spokojniej, Real zaczął powoli przesuwać grę nieco bliżej linii środkowej. Ale na razie Real było stać tylko na tyle - gra nadal toczyła się głównie na połowie "Królewskich".
W 22. minucie mogło być jednak 1:0 dla Liverpoolu - po podaniu z lewego skrzydła w środku pola karnego z piłką znalazł się Firmino. Jego mocny strzał w światło bramki zablokował jeszcze Ramos, ale do odbitej piłki dopadł Alexander-Arnold, który z ok. 7 metrów uderzył potężnie. I co? I piłkę zatrzymał Navas. Dobra interwencja Kostarykanina.
W 25. minucie serca fanów Liverpoolu zabiły mocniej - w starciu bark bark Salaha z Ramosem Egipcjanin upadł z impetem na murawę boiska i długo się z niej nie podnosił trzymając się za bark. Egipcjanin z grymasem bólu na twarzy musiał skorzystać z pomocy za linią boczną boiska. Po chwili jednak wrócił na murawę. Już dwie minuty później Salah padł jednak na murawę. Egipcjanin ze łzami w oczach zszedł z boiska. Salaha zastąpił na murawie Adam Lallana.
W 31 minucie pokazał się wreszcie Benzema, który przytomnie zagrał piłkę wzdłuż pola karnego do Modricia, ale strzał Chorwata został zablokowany.
W 34 minucie na murawę padł Dani Carvajal po tym jak szarpnął prawym skrzydłem. Carvajal - podobnie jak Salah - zszedł z murawy ze łzami w oczach. Na murawie w miejsce Carvajala pojawił się Nacho.
Po zejściu Salaha gra Liverpoolu zaczęła wyglądać gorzej. Real zaczął spokojnie konstruować ataki w środku pola. W 38. minucie Marcelo szukał długim podaniem w polu karnym Benzemy. Znalazł jednak obrońcę Liverpoolu.
W 40 minucie po niecelnym dośrodkowaniu Mane i przejęciu piłki przez Modricia z groźnie wyglądającą kontrą wyszedł Real, ale zawodnikom "Królewskich" w decydującej fazie akcji zabrakło dokładności.
W 42. minucie piłka wpadła do brami Liverpoolu. Gol? Nie. Po dośrodkowaniu Isco potężnie głową uderzył Ronaldo, Karius odbił piłkę przed siebie, a do siatki futbolówkę skierował Benzema. Sędzia jednak słusznie gola nie uznał - w momencie dośrodkowania Isco Ronaldo był na minimalnym spalonym.
W 44 minucie Benzema w polu karnym pięknym podaniem znalazł Nacho - prawy obrońca z impetem wpadł w pole karne, przejął piłkę - i uderzył w boczną siatkę. W końcówce meczu wyraźną przewagę zaczął uzyskiwać Real Madryt.
W 47 minucie Benzema znów pokazał się ze świetnej strony - Francuz dostał piłkę na 30-35 metrze, podciągnął ją bliżej bramki i - niezbyt intensywnie atakowany przez obrońców Liverpoolu - oddał strzał na bramkę Kariusa. Kąśliwy. Mocny. Minimalnie niecelny.
Chwilę później sędzia zakończył I połowę. Pierwsze 45 minut do momentu zejścia z murawy Mohameda Salaha należało do Liverpoolu. Po tym jak Egipcjanin zszedł z murawy z kontuzją przewagę zaczął uzyskiwać Real - i to "Królewscy" w końcówce mieli lepsze okazje do zdobycia bramki. Mecz na pewno nie rozczarowuje, choć na razie więcej jest w nim walki i biegania niż piłkarskich fajerwerków.
Czekając na pierwszy gwizdek
Oto składy obu drużyn na dzisiejsze spotkanie:
W podstawowym składzie Realu, mimo zwyżki formy w ostatnich meczach sezonu, zabrakło Garetha Bale'a. Poza tym trenerzy niczym nie zaskoczyli - zarówno Real jak i Liverpool wystawiły swoje "galowe" jedenastki i zagrają w zestawieniach, które w tym sezonie wydają się najmocniejsze.
Liverpool swoich szans upatruje z pewnością w formie ofensywnego tercetu, a do szóstego tryumfu w Pucharze Mistrzów/Lidze Mistrzów ma ich poprowadzić Mohamed Salah. Ważne jednak będzie również to, czy grający za plecami Salaha, Firmino i Mane pomocnicy nie pozwolą się zdominować drugiej linii Realu. No i jest pytanie czy Van Dijk i Lovren są w stanie zatrzymać Cristiano Ronaldo.
Zidane, który przez większość sezonu radził sobie bez Garetha Bale'a nie zdecydował się dać Walijczykowi szansy na rozpoczęcie meczu w finale LM w pierwszej jedenastce - co z jednej strony nie dziwi, bo w wiosennych meczach LM Bale wybiegł na boisko tylko raz w podstawowym składzie (w rewanżowym meczu z Juventusem Turyn w Madrycie zagrał 45 minut), ale z drugiej - w ostatnich meczach ligowych Bale imponował skutecznością i gdy Ronaldo odpoczywał przed finałem LM brał na siebie rolę lidera "Królewskich".
Real Madryt aby zagrać w wielkim finale w Kijowie musiał rozegrać w tegorocznej edycji LM 12 spotkań - osiem z nich wygrał, dwa zremisował, dwa przegrał (Real udało się w Lidze Mistrzów pokonać m.in. Tottenhamowi Hotspur - a więc innym przedstawicielem Premier League w LM, co z pewnością jest podstawą do optymizmu dla fanów Liverpoolu).
Z kolei Liverpool rozegrał aż 14 spotkań w drodze do Kijowa, ponieważ o miejsce w fazie grupowej LM musiał walczyć w play-offach z niemieckim Hoffenheim. Bilans? Dziewięć zwycięstw, cztery remisy, jedna porażka - Liverpool w Lidze Mistrzów zdołała w tym sezonie pokonać tylko Roma (Liverpool przegrał 2:4 w Rzymie).
Przed meczem:
Real Madryt został w ubiegłym sezonie pierwszą drużyną, która wygrała Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu. Teraz "Królewscy" stają przed szansą wygrania LM po raz trzeci z kolei - co uczyniłoby z Cristiano Ronaldo, Sergio Ramosa i spółki legendy na miarę Alfredo di Stefano, Paco Gento czy Ferenca Puskasa, którzy tworzyli w drugiej połowie lat 50-tych dream team hurtowo wygrywający Puchar Mistrzów Krajowych (Real zapisał na swoim koncie pięć zwycięstw w pierwszych pięciu edycjach rozgrywek, które w latach 90-tych przekształciły się w Ligę Mistrzów).
Czytaj także:
Liverpool mierzy się z legendą
Próba obalenia władzy
Cristiano Ronaldo vs Mohamed Salah
Real ma na swoim koncie łącznie 12 tryumfów w Pucharze Mistrzów Krajowych/Lidze Mistrzów co czyni zespół z Madrytu rekordzistą pod względem liczby tryumfów w tych najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach. W ostatnich pięciu sezonach (łącznie z kończącym się obecnie) Real awansował do finału Ligi Mistrzów cztery razy. Trzy razy kończyło się to tryumfem "Królewskich", którzy teraz mają ochotę podtrzymać passę zwycięskich finałów.
Co ciekawe w ostatnich latach "Królewscy" znacznie gorzej radzili sobie w lidze hiszpańskiej. Od 2012 Real był tylko dwa razy mistrzem Hiszpanii (w sezonach 2011/2012 oraz 2016/2017). W tym sezonie Real był dopiero trzeci - tracąc aż 17 punktów do Barcelony i dając się wyprzedzić również rywalom zza miedzy, ekipie Atletico Madryt. W tym sezonie "Królewscy" zostali też upokorzeni w Pucharze Króla odpadając w ćwierćfinale z przeciętną ekipą Leganes.
Real miał w sezonie 2017/2018 swoje problemy. Jesienią cieniem samego siebie był Cristiano Ronaldo długo nie mogący odnaleźć skuteczności, którą imponował w poprzednich latach. Jeszcze gorzej radził sobie Karim Benzema, a Gareth Bale znów zmagał się z kontuzjami - w efekcie słynne trio BBC w tym sezonie praktycznie nie funkcjonowało. W dodatku trener Zinedine Zidane długo był krytykowany za kurczowe trzymanie się swojej podstawowej jedenastki i zbyt małe rotowanie składem, przez co drużyna wyglądała tak, jakby brakowało jej świeżości. Zimą - w apogeum kryzysu - Real zajmował w tabeli miejsce poza pierwszą czwórką, a eksperci przewidywali, że w dwumeczu 1/8 finału LM z PSG to paryżanie będą faworytem. Gdyby wówczas Neymar i spółka wyeliminowali drużynę z Madrytu, sezon 2017/2018 byłby dla Realu katastrofalny.
Stało się jednak inaczej, bo Real w Lidze Mistrzów był zupełnie inną drużyną. Wprawdzie w fazie grupowej "Królewscy" dali się wyprzedzić Tottenhamowi Hotspur, ale w fazie pucharowej nie było już na nich mocnych. Wiosną w Lidze Mistrzów Realowi nie wyszedł tylko jeden mecz - rewanżowe spotkanie ćwierćfinałowe z Juventusem Turyn. Po świetnym dla Realu meczu w Turynie (3:0 dla "Królewskich") w rewanżu Juventus zaczął odrabiać straty i po nieco ponad godzinie gry było już 3:0 dla Juventusu. "Stara Dama" nie potrafiła jednak zadać ostatecznego ciosu, a w doliczonym czasie gry, po karnym podyktowanym w dość kontrowersyjnych okolicznościach (czy Medhi Benatia faulował?), Cristiano Ronaldo zdołał przepchnąć Real do półfinału. Tam "Królewscy" poradzili sobie już znacznie lepiej, choć i w dwumeczu z Bayernem nie zabrakło kontrowersji.
W Lidze Mistrzów zupełnie innym zawodnikiem niż w krajowych rozgrywkach był Ronaldo. Portugalczyk w tegorocznej LM zdobył już 15 goli i brakuje mu tylko dwóch do wyrównania własnego rekordu (w sezonie 2013/2014 trafiał w LM do siatki aż 17 razy). Łącznie Ronaldo w LM ma już na koncie 120 goli.
Dla 33-letniego Ronaldo obecny sezon to wielka szansa na wyprzedzenie Lionela Messiego pod względem liczby zdobytych Złotych Piłek (od 2008 roku Złotą Piłkę co roku wygrywa albo Argentyńczyk, albo Portugalczyk). Jeśli w finale LM znów będzie wielki, a na mundialu zdoła doprowadzić Portugalię do strefy medalowej - rywalizacja o Złotą Piłkę za 2018 rok zostanie rozstrzygnięta już w lipcu. A Portugalczyk - niejako przy okazji - może też przejść do historii jako pierwszy piłkarz, który wygrał Ligę Mistrzów pięciokrotnie.
Chrapkę na przełamanie monopolu Messiego i Ronaldo na Złotą Piłkę ma jednak "egipski Messi", czyli Mohamed Salah. Liverpool w tym sezonie jest drużyną imponująca przede wszystkim potężną siłą ofensywną - w mieście Beatlesów doczekano się tria napastników na miarę tych stworzonych w przeszłości przez Barcelonę (Messi-Suarez-Neymar) czy właśnie Real (wspomniane wcześniej BBC). W tercecie Roberto Firmino-Sadio Mane-Salah rolę największego wirtuoza odgrywa niewątpliwie Egipcjanin, którego talent eksplodował pod okiem Juergena Kloppa. Salah strzelił w tym sezonie 44 gole w 51 meczach, wygrywając w cuglach wyścig o tytuł króla strzelców Premier League. Salah jest jednak nie tylko efektywny, ale również efektowny. Drybling, szybkość, panowanie nad piłką - oglądanie Egipcjanina w akcji to w tym sezonie przyjemność.
Podobnie zresztą jak oglądanie Liverpoolu. Juergen Klopp zdołał już na dobre zaszczepić zawodnikom z Anfield Road swoją filozofię futbolu, w której po strzeleniu gola na 1:0 robimy wszystko, by strzelić gola na 2:0. A potem na 3:0, czy 4:0. Choć równie dobrze po 2:0 nagle może zrobić się 2:4, bo zdecydowanie gorzej wychodzi Liverpoolowi bronienie się. O ile bowiem ofensywa Liverpoolu jest imponująca, o tyle w tyłach próżno szukać gwiazd na miarę Salaha czy Mane.
Źródło zdjęcia: AFP
Problemem Liverpoolu w tym sezonie była również nieregularność. W LM Liverpool wyrzucił za burtę Manchester City, ale w Premier League stracił do "The Citizens" aż 25 punktów! Powód? Kiedy drużyna Guardioli, niczym czołg rozbijała kolejne przeszkody, Liverpool potrafił remisować ze spadkowiczami - WBA czy Stoke City. Liverpool mający swój dzień był w sezonie 2017/2018 nie do zatrzymania. Ale w przekroju całego sezonu zdecydowanie za często swojego dnia nie miał.
Atutem Liverpoolu - oprócz Salaha, który na pewno zdaje sobie sprawę, że z Egiptem mundialu nie zawojuje, więc jeśli chce znaleźć się na piłkarskim Olimpie musi dzisiaj przyćmić Cristiano Ronaldo - jest głód sukcesu. Liverpool mistrzem Anglii ostatni raz był w... 1990 roku (sic!), a w Lidze Mistrzów tryumfował ostatnio w sezonie 2004/2005 po pamiętnym finale z Milanem i rzutach karnych, w których Jerzy Dudek zaprezentował swój "Dudek dance". Jak na tak wielki klub to mało, więc piłkarze z Anfield Road są niewątpliwie bardzie głodni sukcesu niż "Królewscy". Ale czy to wystarczy?