"Rzeczpospolita": W sobotę stało się – Ruch spada z ligi…
Grzegorz Mielcarski: Patrząc na historię tego klubu, trudno się pozbyć wrażenia, że stało się coś dziwnego. Ale biorąc pod uwagę wyłącznie stronę sportową oraz organizacyjną, Ruch od lat balansował na krawędzi. Odejście Waldemara Fornalika było tą kroplą, która przepełniła kielich. Wcześniej zwolniono człowieka od przygotowania fizycznego, szukając oszczędności. Dziś coraz więcej trenerów podpisuje umowy przewidujące, że zwolnienie za ich plecami kogokolwiek ze sztabu powoduje rozwiązanie umowy z głównym szkoleniowcem z winy klubu. Fornalik takiego zapisu widocznie nie miał. Później z powodu zaległości odszedł Patryk Lipski. I, co gorsza, to dopiero początek problemów Ruchu...
Bierze pan pod uwagę taki scenariusz, że pozbawiony pieniędzy z Canal+ Ruch po prostu się rozpadnie?
To niestety jest bardzo prawdopodobne. Teraz dopiero się zacznie, bo większość piłkarzy Ruchu będzie chciała zostać w ekstraklasie. Pewnie za chwilę do sekretariatu klubu zaczną wpływać wnioski o rozwiązanie kontraktów. Weź tu zaplanuj budżet, gdy nagle w kasie zacznie brakować 7 milionów złotych czy coś koło tego. Tragedia. A przecież nikt nie będzie patrzył na zasługi klubu, tylko czy spełnia wymogi licencyjne. Ruch może powtórzyć drogę Polonii Warszawa czy Widzewa Łódź. Ja się wychowałem na Widzewie, w głowie mi się nie mieściło, że klub Bońka i Młynarczyka może być w trzeciej lidze.
Ruch spada z ligi po golu strzelonym ręką przez Rafała Siemaszkę z Arki, to tym bardziej bolesne…