Jeśli nie teraz, to już chyba nigdy. Po 20 latach fatalnych losowań, bramek traconych w ostatnich minutach meczów (jak Wisła z Panathinaikosem czy APOEL-em), czy koszmarnych wtop działaczy, jak wystawienie zdyskwalifikowanego za kartki Bartosza Bereszyńskiego w meczu Legii z Celtikiem, wszystko wskazuje na to, że los w końcu się uśmiechnął. Mistrz Polski w decydującym o wejściu do Ligi Mistrzów dwumeczu zagra z mistrzem Irlandii – Dundalk FC.
Na to szczęście Legia pracowała latami. To już czwarty rok z rzędu, gdy awansowała do fazy grupowej któregoś z europejskich pucharów. W ostatnich sześciu sezonach tylko raz Legii zabrakło jesienią w Europie. To właśnie punkty regularnie zdobywane w europejskich rozgrywkach przyniosły w tym roku w końcu rozstawienie w decydującej rundzie i tak łatwego rywala jakim jest najlepsza drużyna półamatorskiej ligi.
Besnik Hasi studzi entuzjazm i wskazuje na wyniki jakie Dundalk osiągnął w tegorocznych eliminacjach LM. W poprzedniej rundzie Irlandczycy pozostawili w pokonanym polu bardzo silne BATE Borysów, bezdyskusyjnie wygrywając 3:0 w rewanżu u siebie. To właśnie w Irlandii Legia zagra pierwszy mecz – ale areną zmagań będzie Aviva Park w Dublinie, a nie maleńki stadion w Dundalk.
Rewanż zaplanowany został 23 sierpnia w Warszawie – dokładnie w 21 rocznicę meczu Legii z IFK Goeteborg, który dał jej wówczas awans do Champions League. Rok później do elity dostał się jeszcze Widzew Łódź, a od tamtej pory trwa wielka smuta.
Dundalk to 11-krotny mistrz Irlandii, który jednocześnie do dziś dzierży rekord najwyższej porażki w dwumeczu w historii europejskich pucharów. W 1969 roku w pierwszej rundzie nieistniejącego już dziś Pucharu Miast Targowych Liverpool wygrał w pierwszym meczu 4:0, a w rewanżu aż 10:0.