Jadąc do Hiszpanii, szykowałem się na merytoryczną pracę. Miałem nadzieję spotkać przedstawicieli państw i organizacji pozarządowych chcących pokazać swoje projekty. Pomysły, które już realizują i chcą się nimi podzielić z innymi. Dlatego też zabrałem ze sobą Kartę Odpowiedzialności Ekologicznej Przedsiębiorców i Pracodawców w Polsce. Powstała ona z inicjatywy Pracodawców RP, a jej sygnatariuszami jest już wiele polskich firm.

Równie dobrze mogłem zabrać ze sobą wycinanki łowickie z Cepelii. Szczyt przypominał bowiem zjazd absolwentów uczelni, którzy spotykają się po latach, by powspominać szkołę. Nie o to jednak przecież chodzi! Daleko mi do rewolucyjnego podejścia Grety Thunberg. Właściwa nastolatkom zapalczywość też jest mi obca. Zaczynam jednak podzielać irytację młodej Szwedki. Minęło już ileś szczytów, konwentykli i zgromadzeń od chwili, gdy sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres powiedział: „Don't bring a speech. Bring a plan!". Planu wciąż nie ma. Są tylko puste, krasomówcze popisy.

Odmiennie natomiast wyglądają sprawy w Unii Europejskiej. Został właśnie ogłoszony zielony ład. Jego celem jest osiągnięcie neutralności klimatycznej Unii do 2050 roku. To oczekiwany konkret. Dla Polski poważne wyzwanie na granicy wykonalności. Nawet jeśli uzgodnimy z UE nieco późniejszy termin dla naszego kraju, to i tak będzie diabelnie mało czasu na zmiany w gospodarce. Sytuację można porównać do wyścigu Formuły 1. Jechać trzeba z „gazem w podłodze", pokonując zakręty z prędkością tylko o ułamek niższą od tej, która wyrzuciłaby bolid z toru. A zakręty są niebywale ostre. Pierwszy to tempo, z jakim zmniejszać się będzie udział węgla w energetyce, a wzrastać udział OZE. Drugi to kwestia sprawiedliwej transformacji regionów pogórniczych. Nie można przecież wypchnąć poza nawias setek tysięcy ludzi związanych bezpośrednio i pośrednio z górnictwem! Kolejny to budowa inteligentnych sieci elektroenergetycznych, pozwalających przesyłać energię do oraz od konsumenta.

Polska ma więc co robić. Przedsiębiorcy już działają. Sygnatariusze naszej Karty mogą się pochwalić rzeczywistymi osiągnięciami. Sektor bankowy na przykład już rozpoczął proces wychodzenia z finansowania „brudnych" inwestycji. Po stronie rządu jednak czas jakby stanął. Do końca grudnia powinien zostać wysłany do Brukseli Krajowy Plan na rzecz Energii i Klimatu. Jest poprawiany od czerwca. Ale nikt nie widział nowej wersji! Utkwiła ona między resortami uzgadniającymi poprawki. Trzeba ją jeszcze poddać konsultacjom. Jak to ma się udać, skoro 31 grudnia jest za 15 dni?

Bruksela na pewno będzie twardo dążyć do realizacji klimatycznych celów. Ma w ręku potężne narzędzie, jakim są fundusze europejskie. Dlatego lepiej konstruktywnie zaangażować się w realizację zielonego ładu. Kupowanie czasu nic konkretnego nie przyniesie. Brukselskie zegarki są bardzo dokładne. A kurki do przykręcania strumieni pieniędzy – świetnie naoliwione.