Może trudno w to uwierzyć, wsłuchując się w dotychczasową publiczną dyskusję, ale największym zagrożeniem dla Polski nie jest ani zbyt wolny wzrost gospodarczy, ani pułapka średniego dochodu. Najpoważniejsze zagrożenie ma zupełnie inny charakter i na razie nawet nie dostrzegamy jego oznak. Jest nim sytuacja demograficzna, a konkretnie fakt, że w najbliższych latach bardzo szybko będzie przybywać emerytów, a ubywać osób pracujących. Zła wiadomość jest taka, że w przypadku Polski proces ten będzie zachodził w znacznie szybszym tempie niż w większości innych krajów europejskich.
To nieprawda, że problem dotyczy odległej przyszłości. Zazwyczaj kwestie demograficzne nie spotykają się ze zbyt dużym zainteresowaniem mediów. Starzenie się społeczeństwa to proces, którego konsekwencje są zauważalne dopiero w długim okresie, sięgającym kilku dekad. Większość z nas jest zbyt przejęta wyzwaniami krótkookresowymi, aby poświęcić chociaż trochę czasu kwestiom wychodzącym poza wąskie ramy czasowe.
Miliony znikają z rynku pracy
Okazuje się jednak, że to, co było odległą przyszłością jeszcze w latach 90., teraz staje się niemal teraźniejszością. Otóż jeżeli wierzyć prognozom GUS, w ciągu zaledwie pięciu lat liczba osób w wieku 15–64 lata spadnie o około 1,5 mln, a w ciągu kolejnych pięciu lat z rynku pracy zniknie dodatkowy milion osób. To już jest perspektywa, która ociera się o plany strategiczne wielu firm i jest niewiele dłuższa niż kadencja Sejmu.
Na czym polega problem? Wystarczy sobie przypomnieć konsekwencje emigracji, jaka nastąpiła po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Trudno o precyzyjne szacunki skali ówczesnej emigracji, ale można przypuszczać, że w ciągu kilku lat z kraju wyjechało znacznie ponad milion osób. Przyczyniło się to do poważnych problemów ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników przez polskie firmy oraz wzrostu presji płacowej w latach 2007–2008. Dlatego zniknięcie z rynku pracy 2,5 mln potencjalnych pracowników w ciągu najbliższych dziesięciu lat nie pozostanie bez znaczenia dla rynku pracy. Przy tak silnym ubytku konieczne będą zmiany w sposobie i warunkach pracy, tak aby dostosować je do odpowiednio starszych osób. Polska, która przez lata borykała się z problemem zbyt wysokiego bezrobocia, będzie musiała zmierzyć się z wyzwaniami, jakie wynikają z niedoboru pracowników. Naturalną konsekwencją będzie wzrost presji płacowej, w miarę jak pracodawcy będą podnosić wynagrodzenia, aby przyciągnąć pracowników. Ponieważ jedną z głównych przewag konkurencyjnych wykorzystywanych przez polskie firmy są niskie koszty pracy, trendy demograficzne mogą doprowadzić do stopniowego pogorszenia się pozycji konkurencyjnej Polski.
Wolniejszy wzrost
Jeżeli nic się nie zmieni, pojęcie „zielonej wyspy" może się okazać tylko wspomnieniem. Mniejsza liczba pracowników oznacza wolniejszy wzrost gospodarczy, chociaż można przypuszczać, że poprawa wydajności pracy lub robotyzacja procesów produkcyjnych mogą nieco złagodzić negatywne konsekwencje. Według Komisji Europejskiej między innymi ze względu na zmiany demograficzne potencjalne tempo wzrostu PKB w Polsce obniży się z obecnego poziomu 3 proc. do około 2,5 proc. w ciągu najbliższych pięciu lat, a następnie do zaledwie 0,6 proc. po 2050 roku. Oznaczałoby to znacznie większe pogorszenie perspektyw wzrostu niż w przypadku pozostałych krajów naszego regionu.