Wojciech Tumidalski o procesie ws. wypadku seicento z limuzyną premier Szydło: niepotrzebne ziarno wątpliwości

Rozpoczęty właśnie przed sądem w Oświęcimiu proces przeciwko kierowcy seicento oskarżonemu o spowodowanie kolizji z rządową limuzyną, którą podróżowała 10 lutego 2017 r. premier Beata Szydło, na razie przynosi więcej pytań niż odpowiedzi.

Publikacja: 17.10.2018 08:07

Do wypadku premier Beaty Szydło doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu

Do wypadku premier Beaty Szydło doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu

Foto: Reporter, Jacek Kwiatkowski

Prokuratura po ponadrocznym śledztwie uznała, że sprawę należy warunkowo umorzyć, i o to wniosła do sądu. Znaczyłoby to, że Sebastian K. ponosi winę za wypadek, w którym premier Szydło i szef jej ochrony odnieśli obrażenia, ale ukarany nie zostanie. Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Sąd się jednak nie zgodził na umorzenie i będzie proces. To dobrze. Źle, że w zasadniczej części niejawny.

Czytaj także: Proces ws. wypadku Szydło za zasłoniętą kurtyną

X

Nie dowiedzieliśmy się więc, na jakiej podstawie prokurator ustalił przebieg wypadku i winą za to obarcza kierowcę seicento, bo zasłania się tajemnicą i przywołuje względy bezpieczeństwa państwa. I sąd to akceptuje, choć to nie jest tajemnica, w jakiej odległości od siebie mają poruszać się pojazdy ochrony VIP-ów, czy inne szczegóły, które znamy choćby z procesów sądowych w sprawie katastrofy smoleńskiej – też częściowo niejawnych, ale w dużo mniejszym zakresie.

Jawne uzasadnienie aktu oskarżenia to minimum standardu jawności procesów sądowych, które każdemu gwarantuje konstytucja. Akurat ten jej przepis dotychczas nie był kontestowany.

Prokuratura zakończyła sprawę kierowcy seicento, nie pozostawiając wątpliwości co do jego winy. A one przecież są. Prowadząc proces za zamkniętymi drzwiami, sąd nie da szansy zapoznania się z zeznaniami przesłuchiwanych. Owszem, dzięki temu nie poznają ich inni zeznający, ale chyba nie to było powodem utajnienia sprawy.

Szanse obywatela w zderzeniu z jego przedstawicielem w rządzie nigdy nie są duże. Tym bardziej warto robić wszystko, by odsunąć wszelkie podejrzenia, zwłaszcza te, że ktoś próbuje coś ukryć przed opinią publiczną. To nie czas i nie miejsce, by spekulować, jak zakończy się ten proces. Niepotrzebnie jednak zasiano ziarno wątpliwości już na jego wstępie. ©?

Prokuratura po ponadrocznym śledztwie uznała, że sprawę należy warunkowo umorzyć, i o to wniosła do sądu. Znaczyłoby to, że Sebastian K. ponosi winę za wypadek, w którym premier Szydło i szef jej ochrony odnieśli obrażenia, ale ukarany nie zostanie. Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Sąd się jednak nie zgodził na umorzenie i będzie proces. To dobrze. Źle, że w zasadniczej części niejawny.

Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?