Straty wizerunkowe i polityczne są duże. Opozycji pierwszy raz od początku kadencji (nie licząc akcji „Misiewicze") udało się zadać PiS tak celny i bolesny cios, wykorzystując przeciwko władzy wzburzenie społeczne. Ani PO, ani .Nowoczesna nie były w stanie zrobić tego przez rok, angażując wszystkie siły w spór o Trybunał Konstytucyjny, salonowy, nieprzynoszący wymiernych korzyści przekładających się na wzrost poparcia. O „aferach", takich jak sytuacja koni w stadninie w Janowie Podlaskim czy wycince Puszczy Białowieskiej nawet nie warto wspominać.
Różnica między sporem o Trybunał Konstytucyjny i aborcyjnym jest zasadnicza. Ten pierwszy jest niezrozumiały dla większości obywateli, nieistotny w ich codziennym życiu. Spór o aborcję ma swoją długą historię i potencjał, wyzwala skrajne emocje, łatwo generuje dużą energię społecznego protestu.
Sejm, zdominowany przez PiS, odrzucając we wrześniu obywatelski projekt liberalizujący ustawę antyaborcyjną i kierując do dalszych prac konserwatywny projekt Ordo Iuris, zlekceważył konsekwencje takich decyzji. Zdaje się też, że zupełnie nie przewidział, z jaką łatwością może mu zostać przypisana w publicznym przekazie nie tylko moc decyzyjna, ale autorstwo tego projektu. Przekaz ten, kiedy protesty rozlały się na całą Polskę i forum europejskie, ciężko było szybko złamać jako nieprawdziwy i zmanipulowany.
Teraz PiS w scenografii sejmowych awantur zdecydowanie przecina problem, odrzucając projekt. Zapowiadając w bliżej nieokreślonej przyszłości powrót do problemu. Powrotu jednak nie będzie. Temat aborcji w tej kadencji wydaje się już zamknięty.
Za tydzień do gry zapewne wróci znacznie bezpieczniejszy spór o Trybunał Konstytucyjny, na którym zęby będzie łamała sobie opozycja i europejscy politycy.