Andrzej Sławiński: Modern Monetary Theory widziana w helikoptera

Prof. Leon Podkaminer, reagując na mój tekst na temat MMT, pisze, że emisja pieniądza samoczynnie dostosowuje się do potrzeb gospodarki, w związku z czym rola banku centralnego jest przereklamowana, łącznie z tym, że powinien być niezależny.

Publikacja: 21.09.2020 12:48

Andrzej Sławiński: Modern Monetary Theory widziana w helikoptera

Foto: Bloomberg

Autor neguje także wpływ podaży pieniądza na inflację. Przyznam od razu, że nie są to konstatacje, z którymi się zgadzam.

Termoregulator

W rzeczywistości podaż pieniądza nie dostosowuje się samoczynnie do popytu na pieniądz, co powoduje, że banki centralne są potrzebne. Problem bierze się stąd, że przyszłość jest niepewna, w związku z czym oczekiwania dotyczące przyszłej koniunktury, które decydują o tym, jaki będzie popyt na kredyt, są z reguły procykliczne, a więc albo zbyt optymistyczne albo zbyt pesymistyczne w relacji do późniejszego biegu zdarzeń w gospodarce. Tym samym podaż kreowanego kredytem pieniądza okazuje się albo zbyt duża albo zbyt mała w stosunku do potrzeb gospodarki. Od biedy można się upierać, że pieniądz kreowany kredytem obrotowym dostosowuje się samoczynnie do zapotrzebowania przedsiębiorstw, ale i tu procykliczność oczekiwań robi swoje. Gdyby było inaczej, teoria realnych weksli obowiązywałaby do dzisiaj.

Warto przypomnieć, że zadaniem banku centralnego nie jest dostosowywanie podaży pieniądza do bieżącego popytu na pieniądz, lecz do popytu na pieniądz, jaki występuje, gdy gospodarka pozostaje na ścieżce zrównoważonego wzrostu. Dzisiaj banki centrale musiały stać się strażą pożarną, ale w normalnych warunkach służą właśnie jako termoregulator gospodarki; że przypomnę ulubione porównanie Miltona Friedmana.

Po kryzysie lat 2007-2009 nawet duże deficyty budżetowe nie powodowały w szeregu krajach wzrostu podaży pieniądza, ponieważ tak naprawdę tylko uzupełniały tę część podaży pieniądza, której nie dostarczała nad wyraz anemiczna akcja kredytowa banków. Programy QE przynosiły wprawdzie spęcznienie płynnych rezerw banków, ale one nie są przecież wydawane na zakup towarów i usług.

Dzisiejsze duże w wielu krajach deficyty budżetowe, częściowo finansowane przez banki centralne, służą temu, by uzupełnić brak na rynku pieniędzy, których przez Covid-19 ludzie i firmy albo nie zarabiają albo boją się wydać nie wiedząc, co przyniesie zawirusowana przyszłość. Czy wywoła to z czasem inflację? Jeszcze nie wiadomo. Jeśli jednak tak będzie, to po to są banki centralne, by odpowiednio wcześnie ją powstrzymać.

Niezależność banków centralnych

To nie przypadek, że w czasie stagflacji lat 70. większych kłopotów z inflacją nie miały Niemcy i Szwajcaria. Było tak dlatego, że ich banki centralne już wtedy były niezależne od rządów i mogły zareagować szybko i zdecydowanie na wzrost inflacji wywołany szokiem naftowym. Oszczędziło to obu krajom tak dużych kosztów walki z inflacją, jakie poniosły państwa, w których banki centralne uzyskały niezależność dopiero po tym, gdy okazało się, że bez niej bardzo słabo radzą sobie z rosnącą inflacją.

Jeśli weźmiemy za punkt odniesienia niezależność banku centralnego, to okaże się, że koncepcja zrzucania pieniędzy z helikoptera jest w porównaniu do MMT konserwatywną doktryną, ponieważ występuje w niej bank centralny, który decyduje o tym, jaka powinna być podaż pieniądza. Warto przypomnieć, że Ben Bernanke, który zaproponował zrzucanie pieniędzy z helikoptera w 2002r., miał na myśli tylko takie zwiększanie podaży pieniądza, które byłoby potrzebne, by dostosować jego podaż do popytu na pieniądz, jaki występuje, gdy gospodarka pozostaje na ścieżce zrównoważonego wzrostu.

Tak jednak może dziać się tylko wtedy, gdy to bank centralny, a nie rząd, decyduje o tym, jaka część deficytu budżetowego zostanie sfinansowana emisją pieniądza. A to, z kolei, jest możliwe jedynie wówczas, gdy bank centralny jest rzeczywiście niezależny, dzięki czemu jest w stanie przeciwstawić się żądaniom, by stale brał udział w finansowaniu wydatków rządu.

Adair Turner, jeden z ekonomistów uważających, że sekularna stagnacja może okresowo zmuszać poszczególne kraje do finansowania części deficytu budżetowego emisją pieniądza, zastanawiał się w swojej książce „Between debt and the devil" (w wolnym tłumaczeniu „Czarcia pokusa zadłużenia"), ile sam zna takich państw, w których demokracja jest na tyle silna, by rząd w pełni respektował niezależność banku centralnego. Każdy z nas może zadać sobie takie pytanie.

Andrzej Sławiński jest profesorem w Katedrze Ekonomii Ilościowej SGH

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację