Aby system podatkowy był efektywny w funkcji poboru danin, najlepiej, by nie próbował spełniać celów społecznych. Zwłaszcza gdy gąszcz przepisów dotyczący różnych danin czyni system mniej przejrzystym, a zbyt duże preferencje otrzymują osoby niewymagające wsparcia przez państwo.
Składki, podobnie jak podatki, płacimy wszyscy. Co więcej, w przeciwieństwie do podatków są one liniowe: wszyscy mają jednakową stopę procentową. W rzeczywistości wysokość składek zależy od podstawy wymiaru, a ta bywa różna. Są wyłączenia, czyli ulgi od tej podstawy. Są też tzw. zbiegi tytułów, które wyłączają część przychodów z oskładkowania. Wreszcie niektóre tytuły mogą być w ogóle nieoskładkowane, np. umowy o dzieło czy wynagrodzenie członków zarządu otrzymywane z tytułu powołania na podstawie kodeksu spółek handlowych. To czyni system ubezpieczeń społecznych jeszcze mniej przejrzystym i jeszcze bardziej dystrybucyjnym niż podatkowy.
Dwa systemy, dwa podejścia
W systemie podatkowym problemem jest to, że stawki krańcowe są inne niż efektywne, z powodu skali podatkowej, kwoty wolnej i ulg. Wszystkie one w większości zależą od dochodów. W systemie ubezpieczeń społecznych stawki są liniowe, ale instrumenty dające preferencje przeważnie nie zależą od dochodu, a czynią system jeszcze bardziej redystrybucyjnym. I to w przeciwnym kierunku niż system podatkowy, czyli degresywnym – redystrybucji od „biednych do bogatych".
Tak przynajmniej wygląda to w ujęciu kasowym, czyli analizy bieżących obciążeń podatkowo-składkowych. Ale jest i druga prawda – ubezpieczeniowa, którą można nazwać memoriałową, bo dotyczy nie jednego okresu rocznego osiąganych dochodów, jak w systemie podatkowym, ale różnych okresów czasowych – albo bardzo krótkich (jak okres opłacania składki wypadkowej), albo niemal całego cyklu zatrudnienia (składka emerytalna). Perspektywa memoriałowa inaczej niż kasowa rozkłada obciążenie, ale też i korzyści z tego wynikające.
Dobrym przykładem znoszących się wzajemnie obciążeń podatkowych i składkowych jest analiza klina podatkowego w ramach dyskusji o tzw. zniesieniu 30-krotności. Ograniczenie wnoszenia składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe do 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia oznacza, że klin podatkowy spada wraz ze wzrostem dochodów powyżej tego limitu. Czyli osoby zarabiające np. 20 tys. zł miesięcznie mają niższe łączne obciążenia liczone jako odsetek dochodów niż osoby z 10 tys. zł. Jawna niesprawiedliwość? Niekoniecznie.