Mimo starań przeciwników Wałęsa to wciąż żywy polski pomnik, międzynarodowa legenda, środkowoeuropejski znak firmowy. Trudno więc, przynajmniej z perspektywy opozycji czy zagranicznych obserwatorów, traktować atak na Wałęsę inaczej niż jako atak na reputację Polski i legendę jej przemian. To jedna strona medalu.

Ale jest i druga. To sytuacja, w jakiej znalazł się IPN po ujawnieniu i zweryfikowaniu dokumentów znalezionych w prywatnym archiwum Czesława Kiszczaka. Przeprowadzone (mam prawo sądzić, że w dobrej wierze) analizy potwierdziły ich autentyczność. Nie zaprzeczali temu w licznych komentarzach także wybitni i nieuprzedzeni do Wałęsy historycy. Co więcej, dla większości z nich ujawnione papiery nie stanowiły żadnych dowodów winy przywódcy pierwszej Solidarności. W dość powszechnym przekonaniu Lech Wałęsa zrobił tak wiele dla Polski, że zasługuje na cokół bez względu na prawdziwe czy rzekome winy sprzed niemal półwiecza.

Problem stworzył sam Lech Wałęsa, który wyraźnie zaprzeczył autentyczności dokumentów. W ten sposób IPN znalazł się w sytuacji mało komfortowej: prokuratorzy stanęli wobec prawdopodobieństwa popełnienia przestępstwa składania fałszywych zeznań i musieli podjąć śledztwo bez względu na to, kogo dotyczy. Lech Wałęsa, mimo że jest żywym symbolem, nie stoi przecież ponad prawem. Jako że wszelka próba porozumienia przedprocesowego wydaje się niemożliwa, pierwszy lider Solidarności musi w tej sprawie stanąć przed sądem. A nie będzie to łatwy proces. Co więcej, będzie dla nas, Polaków (także dla rządzących), procesem bardzo niewygodnym. Zapewne skupi na sobie uwagę świata i nie poprawi międzynarodowych notowań rządu Prawa i Sprawiedliwości.

Czy Wałęsa się obroni? Tego nie wiem. Wiem za to, kto ten proces może wygrać, a kto przegrać. Wygrać może sądownictwo, jeśli zachowa standardy niezależności i niezawisłości. A przegrać może partia rządząca, która wzorem Grzegorza Dyndały, rozpętując hejt na Wałęsę, zafundowała sobie w tej sprawie nieufność dużej części opinii publicznej w kraju i za granicą. Zbliża się więc proces podwyższonego ryzyka dla rządzących. Wie o tym szczwany lis Lech Wałęsa i dlatego do niego dąży. Ministrowi Ziobrze warto więc podpowiedzieć: ręce jak najdalej od tej sprawy. ©?