Kazimierz Dadak: Inwestorzy uciekają w kruszce

Takie zjawiska, jak skok cen złota i srebra, oznaczają, że inwestorzy obawiają się jakichś nieznanych, a niebezpiecznych zjawisk – pisze profesor Hollins University.

Publikacja: 13.08.2020 21:00

Kazimierz Dadak: Inwestorzy uciekają w kruszce

Foto: Adobe Stock

W zeszłym tygodniu cena złota pobiła rekordy i od początku roku wzrosła o mniej więcej jedną trzecią, a w ostatnim miesiącu podobny skok zanotowała cena srebra. Takie zjawiska zawsze oznaczają, że inwestorzy obawiają się jakichś nieznanych, a niebezpiecznych zjawisk i lokują pieniądze w najbardziej pewne instrumenty.

Te zjawiska nie mogą być zaskoczeniem, bo – podobnie jak po krachu z 2008 r. – cena metali szlachetnych jest głównie napędzana przez banki centralne świata. Luzowanie ilościowe (QE), czyli nabywanie przez banki centralne ogromnych ilości papierów wartościowych na rynkach wtórnych, ma za zadania zachęcać banki komercyjne do zwiększenia akcji kredytowej. Większa podaż kredytu jest w istocie rzeczy zwiększeniem emisji pieniądza, bo pieniądzem jest wszystko za pomocą czego można nabywać dobra i usługi. Z kolei wyższa podaż pieniądza stwarza zagrożenie inflacyjne. Niemniej fala QE zastosowana przez amerykański Fed i EBC po roku 2008 nie spowodowała istotnego wzrostu cen ani w USA, ani w strefie euro, bo spowodować go nie mogła.

Nie grozi inflacja

Wbrew potocznej opinii luzowanie ilościowe nie grozi hiperinflacją, ponieważ w okresach kryzysu – a cóż dopiero takich wstrząsów jak bankructwo Lehman Brothers czy kompletny zastój gospodarczy wynikający z kroków podjętych celem pokonania pandemii – prywatne banki unikają udzielania kredytu, ponieważ gwałtownie wzrasta ryzyko kredytowe, czyli prawdopodobieństwo niewypłacalności pożyczkobiorców. Inaczej mówiąc, w drodze QE banki centralne zastępują banki komercyjne w prowadzeniu działalności kredytowej – dochodzi do substytucji kredytu prywatnego przez kredyt publiczny. Tym sposobem nie wzrasta ogólna wartość kredytu, czyli podaż pieniądza. Skoro poprzednie QE nie spowodowało hiperinflacji, to skąd ta hossa na złoto i srebro?

Po roku 2008 Fed nabywał tylko obligacje wypuszczane przez rząd federalny (i agendy rządu amerykańskiego), natomiast obecnie kupuje także obligacje prywatne, emitowane przez przedsiębiorstwa, co jest zasadniczą zmianą. Kredyt udzielany państwom, szczególnie takim jak USA, jest uznawany za pozbawiony ryzyka niewypłacalności, bo zakłada się, że państwo zawsze może podnieść podatki, uzyskać dodatkowe przychody i spłacić dług. Natomiast kredyt udzielany instytucjom prywatnym niesie w sobie możliwość ogłoszenia niewypłacalności przez dłużnika. Jeśli dodamy, że obecnie Fed nabywa nawet obligacje cechujące się nadzwyczaj wysokim poziomem ryzyka, tak zwane obligacje śmieciowe, to w tym momencie możemy sobie uzmysłowić ogrom zmian w działalności Fed. Zagrożenie płynące z obecnego QE w USA nie ma charakteru inflacyjnego, ale wynika z możliwości bankructwa banku centralnego! Oczywiście, trudno sobie wyobrazić sytuację, by rząd USA dopuścił do bankructwa Fed – państwo (czyli podatnik) pokryje jego możliwe straty i sekretarz skarbu, Steven Mnuchin, udzielił Fedowi takich gwarancji.

Mimo to świat globalnych finansów staje w obliczu zagrożenia, które nigdy uprzednio nie istniało, i stąd jest niesłychanie trudne to oszacowania. Zatem wielu inwestorów „na wszelki" wypadek lokuje część posiadanego majątku w złocie, a ostatnio i w srebrze, ponieważ brakuje atrakcyjnych alternatyw.

Obligacje ujemnie oprocentowane

Jak podaje CNBC, obecnie na całym świecie obligacje rządowe o łącznej wartości około 15 bln dol. (około 25 proc. wszystkich rządowych obligacji) mają ujemne oprocentowanie. Tak jest, ujemne oprocentowanie, mówiąc wprost, inwestorzy są skłonni zapłacić rządom za „przywilej" posiadania ich długu. Na przykład 11 sierpnia stopa zwrotu z 30-letnich niemieckich obligacji rządowych wynosiła minus 0,044 proc., zaś z dziesięcioletnich aż minus 0,482 proc. Fakt ten z jednej strony świadczy o braku zagrożenia inflacyjnego, a z drugiej o zupełnym braku chęci banków do udzielania kredytu przedsiębiorstwom, mimo że stopa zwrotu z takich papierów jest pozytywna, na przykład stopa zwrotu z dziesięcioletnich obligacji wypuszczonych przez amerykańskie korporacje cieszące się znakomitą reputacją (szacunek ryzyka AAA) wynosi ponad 2 proc.

Działalność Fedu ma także skutek uboczny, obniża wartość dolara, co należy rozpatrywać w kontekście „wojen walutowych". W obliczu ogólnoświatowego kryzysu każde państwo dokłada wszelkich starań, żeby zwiększyć wartość eksportu, ponieważ większy wywóz wzmaga popyt na wytwarzane przez nie towary i tym samym ratuje sytuację na rynku pracy. W chwili, gdy w USA stopa bezrobocia wynosi ponad 10 proc., poziom niespotykany od prawie czterech dekad, to każde zagraniczne zamówienie jest na wagę złota, tym bardziej że za niecałe trzy miesiące odbędę się tam wybory prezydenckie. Stąd też w ostatnich tygodniach kurs dolara w stosunku do euro istotnie się obniżył.

EBC też stosuje luzowanie ilościowe, ale na dużo mniejszą skalę, bo na większą go nie stać. Za Fedem stoi cała potęga amerykańskiego państwa, z jego zdolnością do pokrywania strat banku centralnego, podczas gdy za EBC stoi w istocie rzeczy międzynarodowa instytucja, bez zdolności do pobierania podatków, która za wielki sukces uważa wydanie 1,8 biliona euro w trakcie najbliższych siedmiu lat, podczas gdy na przykład Niemcy już przeznaczyły na walkę ze skutkami pandemii 1,3 biliona euro. Zatem podaż euro w ramach stosowanego przez EBC luzowania ilościowego jest bez porównania mniejsza od napływu kreowanej przez Fed waluty amerykańskiej.

Hossa na metale szlachetne będzie trwać tak długo, jak długo banki centralne będą kreować pieniądz, który ze względu na wysoki poziom ryzyka nie jest inwestowany w przemysł i handel, i środki te muszą być „zaparkowane" gdzieś indziej. Jeśli ustanie pandemia, to i ustanie luzowanie ilościowe, stąd wieść, że w Rosji już jest stosowana szczepionka przeciwko Covid-19, spowodowała gwałtowną zapaść cen kruszców, szczególnie srebra – 11 sierpnia jego cena spadła o kilkanaście procent. Jeśli informacja podana przez W. Putina okaże się czymś więcej niż kaczką dziennikarską, to ceny złota i srebra spadną na ziemię, jeśli nie, to ich marsz ku nowym rekordom może nabrać nowego impetu.

Kazimierz Dadak jest profesorem finansów i ekonomii na Hollins University w USA

W zeszłym tygodniu cena złota pobiła rekordy i od początku roku wzrosła o mniej więcej jedną trzecią, a w ostatnim miesiącu podobny skok zanotowała cena srebra. Takie zjawiska zawsze oznaczają, że inwestorzy obawiają się jakichś nieznanych, a niebezpiecznych zjawisk i lokują pieniądze w najbardziej pewne instrumenty.

Te zjawiska nie mogą być zaskoczeniem, bo – podobnie jak po krachu z 2008 r. – cena metali szlachetnych jest głównie napędzana przez banki centralne świata. Luzowanie ilościowe (QE), czyli nabywanie przez banki centralne ogromnych ilości papierów wartościowych na rynkach wtórnych, ma za zadania zachęcać banki komercyjne do zwiększenia akcji kredytowej. Większa podaż kredytu jest w istocie rzeczy zwiększeniem emisji pieniądza, bo pieniądzem jest wszystko za pomocą czego można nabywać dobra i usługi. Z kolei wyższa podaż pieniądza stwarza zagrożenie inflacyjne. Niemniej fala QE zastosowana przez amerykański Fed i EBC po roku 2008 nie spowodowała istotnego wzrostu cen ani w USA, ani w strefie euro, bo spowodować go nie mogła.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację