Potencjał podaży pracy jest w oczywisty sposób związany z liczebnością społeczeństwa, skorygowaną o saldo ruchów migracyjnych. Prognozy demograficzne dla naszego kraju są niekorzystne – ONZ szacuje, że przez najbliższe dziesięć lat populacja osób w wieku produkcyjnym kurczyć się będzie średnio 0,9 proc. rocznie.
Podejmując działania na rzecz odwrócenia lub przynajmniej wyhamowania tego trendu, nie można mieć złudzeń, że efekty pojawią się szybko. Równolegle więc trzeba czynić wysiłki, które mają realną szansę przynieść owoce w krótszym czasie, tj. perspektywie kilku, kilkunastu lat.
Podnieść aktywność zawodową kobiet
Oprócz pragmatycznej polityki migracyjnej na czoło wysuwa się tutaj kwestia aktywności zawodowej Polaków. Ma ona ogromne znaczenie, ponieważ faktyczne „moce" różnią się znacznie od teoretycznych i zależą w dużym stopniu od skłonności do podejmowania pracy.
Polska pod względem wskaźnika zatrudnienia, czyli liczby zatrudnionych w stosunku do populacji w wieku produkcyjnym, prezentuje się słabo (nie należy jej mylić z odwrotnością stopy bezrobocia, obecnie rekordowo niskiego, gdyż uwzględnia ona tylko aktywnie poszukujących pracy). Nasz wskaźnik zatrudnienia, definiowany jako odsetek pracujących w grupie wiekowej 20–64 lata, wynosi 69 proc., podczas gdy średnia unijna jest o 2 proc. wyższa, a obniżenie wieku emerytalnego raczej nie pomoże w poprawie tej statystyki.
Jest o co walczyć, bo gdyby osiągnąć poziom europejskich prymusów – Szwecji i Niemiec – nasza gospodarka zyskałaby 2,5 mln głów i 5 mln rąk do pracy.