Zagrożenia na rynku pracy

Jednym z najpoważniejszych wyzwań, przed którymi Polska stanie w nieodległej przyszłości, będzie wyczerpywanie się rezerw zasobów ludzkich. Wzrost PKB, dzięki któremu się bogacimy, zależy bowiem od ilości pracy wykonywanej w gospodarce oraz jej produktywności – pisze ekspert z PKO Banku Polskiego.

Publikacja: 31.07.2017 21:15

Potencjał podaży pracy jest w oczywisty sposób związany z liczebnością społeczeństwa, skorygowaną o saldo ruchów migracyjnych. Prognozy demograficzne dla naszego kraju są niekorzystne – ONZ szacuje, że przez najbliższe dziesięć lat populacja osób w wieku produkcyjnym kurczyć się będzie średnio 0,9 proc. rocznie.

Podejmując działania na rzecz odwrócenia lub przynajmniej wyhamowania tego trendu, nie można mieć złudzeń, że efekty pojawią się szybko. Równolegle więc trzeba czynić wysiłki, które mają realną szansę przynieść owoce w krótszym czasie, tj. perspektywie kilku, kilkunastu lat.

Podnieść aktywność zawodową kobiet

Oprócz pragmatycznej polityki migracyjnej na czoło wysuwa się tutaj kwestia aktywności zawodowej Polaków. Ma ona ogromne znaczenie, ponieważ faktyczne „moce" różnią się znacznie od teoretycznych i zależą w dużym stopniu od skłonności do podejmowania pracy.

Polska pod względem wskaźnika zatrudnienia, czyli liczby zatrudnionych w stosunku do populacji w wieku produkcyjnym, prezentuje się słabo (nie należy jej mylić z odwrotnością stopy bezrobocia, obecnie rekordowo niskiego, gdyż uwzględnia ona tylko aktywnie poszukujących pracy). Nasz wskaźnik zatrudnienia, definiowany jako odsetek pracujących w grupie wiekowej 20–64 lata, wynosi 69 proc., podczas gdy średnia unijna jest o 2 proc. wyższa, a obniżenie wieku emerytalnego raczej nie pomoże w poprawie tej statystyki.

Jest o co walczyć, bo gdyby osiągnąć poziom europejskich prymusów – Szwecji i Niemiec – nasza gospodarka zyskałaby 2,5 mln głów i 5 mln rąk do pracy.

Co należy zrobić, żeby podnieść wskaźnik zatrudnienia, który jest wypadkową aktywności zawodowej i popytu na pracę zgłaszanego przez gospodarkę (innymi słowy chęci do pracy i możliwości zatrudnienia)?

Warto pochylić się nad zjawiskiem niskiej aktywności zawodowej kobiet. Na przykład w grupie wiekowej 25–49 lat wskaźnik dla pań jest o 10 proc. niższy niż dla panów.

Potrzebne są dobre miejsca opieki nad dziećmi – żłobki, przedszkola i świetlice w szkołach. Badania wskazują jednoznacznie na wysoką korelację wskaźnika zatrudnienia z odsetkiem dzieci objętych opieką przedszkolną.

Poprawa jest możliwa, o czym świadczą przykłady Unii Europejskiej i Japonii, gdzie na przestrzeni ostatnich 20 lat udało się zwiększyć wskaźnik zatrudnienia kobiet aż o 10 proc. – z 57 proc. do 67 proc., głównie dzięki aktywizującemu wsparciu młodych matek. Potwierdzeniem skuteczności tej drogi jest przykład negatywny z USA, gdzie w analogicznym okresie wskaźnik zatrudnienia Amerykanek spadł o 3 proc.

Jedną z głównych przyczyn był brak gwarancji płatnych urlopów macierzyńskich, który nabrał większego znaczenia przy rosnących kosztach opieki nad dzieckiem w relacji do wynagrodzeń. Opieka ta zdrożała do blisko połowy średniego wynagrodzenia kobiet, co podważyło ekonomiczny sens podjęcia pracy, zwłaszcza przez matki słabo zarabiające.

Niska mobilność i co z niej wynika

Szukając sposobów na zwiększenie wskaźnika zatrudnienia, warto przyjrzeć się przyczynom zjawiska nierównomiernego wykorzystania zasobów ludzkich, które wynika z niskiej mobilności Polaków. Zdarza się, że w jednym miejscu brakuje pracowników o określonych kwalifikacjach, a w innym jest ich nadmiar.

Problem ma kilka wymiarów: od gotowości do zmiany miejsca zamieszkania „za pracą", poprzez dojazdy do pracy, aż po zdalne zatrudnienie. Wiele osób nie wyprowadza się z rodzinnych miejscowości, nawet jeśli nie znajduje tam satysfakcjonującego zatrudnienia, bo mimo lepszej pracy przeprowadzka nie poprawia per saldo jakości życia.

Zakup lub wynajem lokum w aktywniejszych ekonomicznie miejscach, np. w dużych miastach, sporo kosztuje. Gdy zapewnienie godnego mieszkania pochłania znaczną część zarobków, motywacja do migrowania za pracą spada, zwłaszcza w przypadku rodzin.

Innym aspektem mobilności jest fizyczne dotarcie do miejsca zatrudnienia. Aktywności zawodowej sprzyja wygodny dojazd do pracy, nawet na znaczną odległość. Zatem zwiększenie szans na posiadanie lub wynajęcie mieszkania oraz dalszy rozwój infrastruktury drogowo-kolejowej są absolutnie konieczne.

Ponadto, myśląc o mobilności, powinniśmy pamiętać, że aspirujemy do bycia gospodarką 4.0, w której coraz więcej zawodów, w szczególności tworzących wysoką wartość dodaną, może być wykonywanych w rozproszonych biurach, a nawet zdalnie z domu. Kluczowa jest dostępność wysokiej klasy infrastruktury teleinformatycznej.

Kształcenie zawodowe czy studia

Ciekawego materiału do analizy dostarcza ewolucja wskaźnika zatrudnienia w najmłodszej grupie wiekowej, tj. 15–24 lata, który istotnie spadł w ostatnich latach i znajduje się znacznie poniżej średniej unijnej. Spadek ten wiąże się ze wzrostem popularności studiów wśród młodzieży, które w znacznym stopniu skanibalizowały kształcenie zawodowe.

Obniżenie aktywności zawodowej związane ze studiowaniem byłoby do zaakceptowania, gdyby potraktować je jako inwestycję w przyszłość (późniejsze wejście na rynek pracy, ale na wyższy poziom) – tyle tylko, że niekoniecznie tak jest w praktyce.

Nikt nie zaprzeczy, że odpowiednie wykształcenie jest kluczem do sukcesu we współczesnej gospodarce, jednak często bezrefleksyjnie szczycimy się wzrostem liczby studentów i absolwentów uczelni wyższych. Mierna lub nieprzystająca do realiów ekonomicznych edukacja przynosi niewiele pożytku, a nawet szkodzi, angażując nieproduktywnie najcenniejszy zasób człowieka – czas.

Nie ma sensu go tracić (przy okazji też pieniędzy) na naukę, która nie trafia w potrzeby rynku i nie pozwoli spełnić życiowych aspiracji, za to z dużym prawdopodobieństwem dostarczy solidnej dawki frustracji. W Polsce dopiero od niedawna z powrotem zaczęto doceniać dobre kształcenie zawodowe, które przecież nie musi ograniczać się do biblijnych profesji, lecz powinno mieć nowoczesny charakter.

Studia zaś nie mogą być sposobem na zabicie czasu. Ograniczenie ich powszechności, w szczególności na kierunkach nieprzystających do współczesnej gospodarki, nie oznacza cywilizacyjnego kroku wstecz, jeśli alternatywę stanowi nowoczesne szkolnictwo zawodowe. Osoby posiadające praktyczny i zgodny z ich indywidualnymi predyspozycjami zawód znacznie lepiej radzą sobie w życiu niż absolwenci słabych uczelni i niepraktycznych kierunków.

Na marginesie wpływu systemu edukacji na podaż pracy warto zauważyć, że za kilkanaście lat dodatkowe wyzwanie przyniesie odsunięcie do 7. roku życia początku edukacji szkolnej. W okolicach roku 2030 będziemy mieli zapewne kilkuletnią posuchę w napływie absolwentów na rynek.

Wreszcie wątek często pomijany w kontekście aktywności zawodowej, czyli zdrowotność społeczeństwa, której znaczenie będzie rosło wraz z przesuwaniem się w górę mediany wieku pracownika. Czym zdrowsza populacja, tym więcej osób zdolnych do pracy, a mniej na zwolnieniach lekarskich i rentach.

Efektywny model państwowo-prywatnej służby zdrowia, z rozwiniętą profilaktyką i rehabilitacją, w dłuższym horyzoncie będzie miał gigantyczny wpływ na gospodarkę i może w znacznym stopniu determinować jej potencjał i konkurencyjność.

Warto także podkreślić, że mądrze skrojone transfery socjalne powinny nie tylko pomagać potrzebującym, ale także zachęcać, a przynajmniej nie zniechęcać ludzi do pracy. W Niemczech kluczową reformą tzw. pakietu Hartza, który „chorego człowieka Europy" zmienił w jedną z najefektywniejszych gospodarek wysokorozwiniętych świata, było ograniczenie hojności państwa w kwestii zasiłków dla „wiecznych bezrobotnych".

Na koniec refleksja, że wysoki wskaźnik zatrudnienia jest jednocześnie przyczyną i skutkiem sprawnej gospodarki. To sprzężenie zwrotne wynika z faktu, że z jednej strony zaawansowana i konkurencyjna gospodarka tworzy wiele atrakcyjnych, dobrze płatnych miejsc pracy, a z drugiej duża podaż wykwalifikowanych i skłonnych do pracy osób pozwala przedsiębiorcom na realizację ambitnych planów.

Trzeba więc działać z dwóch stron: zachęcać ludzi do aktywności zawodowej i dawać im na nią szansę.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Autor jest dyrektorem Biura Strategii Rynkowych w PKO Banku Polskim

Potencjał podaży pracy jest w oczywisty sposób związany z liczebnością społeczeństwa, skorygowaną o saldo ruchów migracyjnych. Prognozy demograficzne dla naszego kraju są niekorzystne – ONZ szacuje, że przez najbliższe dziesięć lat populacja osób w wieku produkcyjnym kurczyć się będzie średnio 0,9 proc. rocznie.

Podejmując działania na rzecz odwrócenia lub przynajmniej wyhamowania tego trendu, nie można mieć złudzeń, że efekty pojawią się szybko. Równolegle więc trzeba czynić wysiłki, które mają realną szansę przynieść owoce w krótszym czasie, tj. perspektywie kilku, kilkunastu lat.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację