Opracowana w 2012 r. „Polityka migracyjna Polski..." została w 2016 uchylona i potrzeba było aż trzech lat, by Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) wypichciło nową, która budzi wiele kontrowersji. W świetle zmian demograficznych w Polsce braki rąk do pracy, dzisiaj wynoszące co najmniej 1,5 mln osób, wzrosną do 2030 r. do 3 mln.
W obu „politykach" podkreśla się, że sytuację poprawi imigracja pracowników z zagranicy, głównie z Ukrainy, ale i z Białorusi, Bułgarii czy Gruzji. Imigrację ogranicza jednak wyjątkowo restrykcyjna polityka rządu, który pod fałszywym pretekstem ochrony kraju przed terrorystami i zagrożeniem religijnym praktycznie zamknął granice Polski przed przybyszami z takich krajów jak Syria, Irak czy Afganistan.
Kardynalnym błędem jest sygnalizowany w dokumencie z czerwca plan wprowadzenia modelu asymilacyjnego zamiast potrzebnego w naszych warunkach integracyjnego (asymilacja to proces czasami wielopokoleniowy). Zmuszanie imigrantów do asymilacji – czytaj: przyswojenia polskiej kultury, w tym dominującej religii – jest niedorzeczne.
Proponowane wyśrubowane warunki uzyskania polskiego obywatelstwa są niemożliwe do spełnienia nie tylko przez większość potencjalnych imigrantów. Jestem przekonany, że wielu naszych współobywateli nie byłoby w stanie im sprostać. Dokument MSWiA preferuje krótkookresowe pobyty imigrantów związane z pracą, jego autorzy nie zdają sobie sprawy z tego, że biurokratyczne wymogi i wlokące się miesiącami postępowanie przekreślają możliwości szybkiego, potrzebnego dla gospodarki uzupełnienia rynku pracy poprzez imigrację zarobkową.
Opinie przedsiębiorców, którzy borykają się z niedoborem pracowników (budownictwo, usługi, informatyka, lekarze, pielęgniarki, produkcja itd.), najwyraźniej nie są znane autorom dokumentu albo są ignorowane. Przeciętny czas kompletowania dokumentów przed wysłaniem ich do polskiej placówki za granicą dla uzyskania wizy to aż 6–9 miesięcy. Potem okazuje się, że wizę otrzymuje 3–10 proc. starających się, bo konsulaty kierują się własnym widzimisię. W urzędach szczebla wojewódzkiego brakuje pracowników zajmujących się pozwoleniami na pobyt, podobnie w konsulatach. Efektem jest chroniczny brak pracowników w kraju, co prędzej czy później wyhamuje wzrost gospodarki.