Problemem jest fakt, że do postawy polskich władz pasuje inna sentencja. „Dicere non est facere" – „mówić nie znaczy działać". Nie robią one nic, aby przygotować się do nadchodzącego starcia. Może nas to bardzo drogo kosztować.
W tej chwili w Polsce pracuje według rozmaitych szacunków nawet do 800 tys. Ukraińców. Ta armia pracowitych i rzetelnych pracowników ratuje dziś polską gospodarkę przed groźbą braku rąk do pracy. Dodajmy – groźbą podsyconą niedawnym, nieodpowiedzialnym obniżeniem wieku emerytalnego.
Wkrótce jednak Ukraińcy mogą zniknąć. 11 czerwca zyskali oni prawo wjazdu na teren UE w celach turystycznych bez wiz. A co to ma do kwestii zatrudniania na terenie Unii? – może ktoś zapytać. Otóż ma bardzo dużo.
Zniesienie wiz turystycznych to pierwszy kamyk lawiny. Zachodnia Europa też szuka pracowników, a Ukraińcy idealnie tę potrzebę zaspokoją. Chcą pracować, a nie wyciągać pieniądze z zasiłków, są Europejczykami o wspólnych z nami korzeniach kulturowych. Zachodni przedsiębiorcy widzą te zalety i przebiją z pewnością ofertę płacową polskich konkurentów. Już się zresztą szykują. Według najnowszych doniesień medialnych niemieckie firmy wynajmują hotele w nadodrzańskich miastach, aby organizować szkolenia dla przyszłych ukraińskich pracowników. Chcą nawet finansować im studia.
Nasz biznes robi wszystko, co możliwe: liczba wniosków o zatrudnienie cudzoziemca przez pierwsze miesiące 2017 roku wzrosła o połowę w stosunku do danych z 2016 roku! Państwo powinno z kolei postarać się, aby zarówno zatrudniający, jak i zatrudniani nie potykali się o biurokratyczne przeszkody. Nieuciążliwe procedury, ułatwienia administracyjne dla Ukraińców w połączeniu z faktem, że oba kraje sąsiadują ze sobą – to mogłyby być nasze atuty!