Wiara w Nowy Jedwabny Szlak to nie jest realizacja celów gospodarczych Polski, ale Chin. Nie muszą być one zbieżne z naszymi. Warto zarabiać z Chinami, ale nie wolno dać się uwieść soft power, zamieniającej się w sharp power.
Europejski Kongres Gospodarczy w Katowicach był okazją do dyskusji nt. Nowego Jedwabnego Szlaku. To chińska koncepcja rozbudowy infrastruktury łączącej Europę z Azją w celu pobudzenia wzrostu gospodarczego i wymiany handlowej. To kolejna wariacja nt. otwarcia Chin na świat. Do tej pory najtańszym narzędziem transportu były dostawy morzem. Lądowe mają takie plusy, jak umknięcie kontroli US Navy, ale i wady, jak konieczność budowy szlaków, do czego potrzeba pieniędzy i partnerów.
Ocenie potencjału kolejowego Nowego Jedwabnego Szlaku Ośrodek Studiów Wschodnich poświęcił raport, w którym można przeczytać więcej o jednej z potencjalnych wersji tego przedsięwzięcia. Znający język chiński autorzy sięgają do dokumentów źródłowych. Stwierdzają, że owszem, projekt mógłby być atrakcyjny dla Polski, gdyby wersja kolejowa zakładała rozładunek towarów w naszym kraju, a nie w Niemczech.
Wartość transportu kolejowego UE–Chiny może wynieść do 1,1 mld dol. do 2020 r. Polska uszczknęłaby z tego najwięcej, gdybyśmy zyskali centrum rozładunkowe. Tu jednak staniemy do boju nie tylko z Niemcami, ale i Czechami oraz Słowacją, które także chcą mieć kolejowe huby.
To ciekawa perspektywa, która ma się nijak do postulatów zwrotu geopolitycznego ku Chinom, wysuwanych przez niektóre środowiska w Polsce, którym śni się wręcz wykorzystanie tego zbliżenia do... wymuszenia przez Pekin na Moskwie demilitaryzacji obwodu kaliningradzkiego.