Tym razem nic nie jest pewne i jasne. Przez lata w Parlamencie Europejskim karty rozdawali chadecy i socjaldemokraci, którzy w zasadzie wspólnie kontrolowali izbę. Teraz sondaże pokazują, że dominacja tych dwóch rodzin politycznych topnieje – głównie na rzecz ugrupowań skrajnych.
To wybory europejskie zdecydują w dużej mierze o tym, nad czym za kilka lat będzie głosował Sejm, bo to europarlament współkształtuje unijne prawo, które potem wdraża parlament polski. Niestety, Polacy są w ogonie Europy, jeśli chodzi o frekwencję. W 2014 r. o kształcie polskiej reprezentacji w Brukseli zdecydowała mniej niż jedna czwarta wyborców uprawnionych do głosowania.
Potrzeba gospodarczej otwartości
Polscy pracodawcy, których mam zaszczyt reprezentować w Brukseli w Europejskim Komitecie Ekonomiczno-Społecznym, byli, są i będą zwolennikami integracji europejskiej. Tylko silna UE ma szanse na sukces w obliczu światowej konkurencji, w obliczu niepewności w geopolityce i wielkich trendów społecznych. Tylko silna UE ma szanse zapewnić europejskim obywatelom, a więc także i Polakom, bezpieczeństwo i dobrobyt.
By zmierzyć się z presją innych globalnych potęg, Unia musi poprawić konkurencyjność. Potrzebujemy więcej innowacji, więcej inwestycji i więcej handlu. Potrzebujemy gospodarczej otwartości. Wewnętrznie UE zmaga się z kryzysem solidarności i poszanowania własnych wartości. Pod przykrywką ochrony praw pracowniczych część „starych" krajów UE próbuje ograniczać swobodny przepływ towarów i usług. Wszystko po to, by wypchnąć z rynku firmy z Europy Środkowej i Wschodniej. Polska powinna umacniać swoją rolę w UE m.in. po to, by przeciwdziałać takim zakusom.
Kto kilka lat temu pomyślałby, że aż trzy kraje członkowskie będą w sporze z Komisją Europejską w kwestii praworządności – filara europejskiej wspólnoty. Brak praworządności stawia pod znakiem zapytania cały wspólny europejski rynek. Jeśli nie możemy ufać obiektywizmowi i niezależności sądów w kwestii stosowania prawa, jak możemy handlować i inwestować?