Ostatni raport NIK, który dziś publikuje „Rzeczpospolita", nie pozostawia złudzeń. W placówkach medycznych dochodzi do licznych tego typu nieprawidłowości, a co czwarta skontrolowana dokumentacja medyczna jest niepełna lub ma istotne luki.

To porażające. Brak istotnych informacji o przebiegu leczenia, zaordynowanych lekach, komplikacjach itd. może mieć bardzo poważne konsekwencje dla zdrowia, a nawet życia chorego.

Takie przypadki to skutek bałaganu, niechlujstwa oraz lekceważenia swoich obowiązków przez lekarzy i innych członków personelu medycznego. Wielu z nich ma coraz mniej czasu dla pacjenta, bo zajmuje się poza tym obsługą prywatnych lecznic.

Jest jeszcze jeden ważny aspekt całej sprawy. Otóż w Polsce co roku składa się kilkanaście tysięcy skarg, zgłoszeń błędów medycznych popełnionych przez lekarzy. Pełna dokumentacja medyczna ma zasadnicze znaczenie w ustaleniu prawdy i ewentualnej odpowiedzialności lekarza. Brak podstawowych informacji pociągnięcie do odpowiedzialności po prostu uniemożliwia, czyniąc lekarzy i szpitale bezkarnymi. Zwłaszcza że te często utrudniają najbliższym wgląd w dokumentację medyczną zmarłego, zasłaniając się brakiem stosownego upoważnienia do wydania dokumentów czy nawet ustawą o ochronie danych osobowych.

Dobrze, że w prokuraturze mają powstać specjalne komórki, które zajmą się błędami lekarskimi prowadzącymi do utraty lub zagrożenia życia. Jeżeli te sprawy wezmą w swoje ręce wyspecjalizowani śledczy, dochodzenie do prawdy będzie łatwiejsze i szybsze, co ma znaczenie także dla pokrzywdzonych i ich roszczeń. Sama prokuratura nie rozwiąże jednak problemu. Patologiczną sytuacją, jeśli chodzi o dokumentację medyczną, powinien się pilnie zająć minister zdrowia: opracować i wprowadzić realne procedury nadzoru nad tymi wrażliwymi dokumentami.