Jeżeli ktoś ma pieniądze, to skądś je ma" – mawiał niegdyś prezydent Lech Kaczyński i słowa te dobrze obrazują stosunek obecnego obozu rządzącego do biznesu. To, w czym ma doświadczenie, to raczej przykręcanie śruby i ręczne sterowanie, a nie pomaganie przedsiębiorcom. Pewnie dlatego wydaje się obecnie tak pogubiony przy budowie tarczy antykryzysowej. A czas nagli, bo tysiące ludzi tracą pracę i grozi nam powrót do dawno niewidzianego masowego bezrobocia i fali bankructw.
Nawet w tak trudnej sytuacji politycy do biznesu podchodzą nieufnie, a konsultacje z nim są ograniczone. Wywodzący się ze środowiska PiS rzecznik małych i średnich firm Adam Abramowicz przyznał w wywiadzie z „Rzeczpospolitą", że nie konsultowano z nimi ratunkowych przepisów. Projekty wysłano co prawda do Rady Dialogu Społecznego, ale i tu najwyraźniej niewiele uwag uwzględniono, skoro przedsiębiorcy tarczę mocno krytykują.
Czytaj także: Pierwsza tarcza antykryzysowa dziurawa, konieczna jest kolejna
I trudno się dziwić. Choć mogą ubiegać się np. o dopłaty do wynagrodzeń pracowników, sami muszą dopłacać do tego drugie tyle. A skoro nie mają przychodów, to skąd mają wziąć te pieniądze? Do tego dochodzą uciążliwe procedury i biurokracja. Trzeba składać wnioski, przebrnąć przez tony dokumentów, wypracowywać porozumienia ze związkami zawodowymi, nie można mieć nawet grosza zaległości podatkowych i składkowych itd.
Widać już gołym okiem, że pierwsze rozwiązania nie są wystarczające i trzeba iść znacznie dalej, w kierunku postulatów przedsiębiorców, które przecież zgłaszali już dawno temu. Dlatego rząd pracuje nad tarczą nr 2 i wygląda na to, że m.in. zwolni z ZUS firmy zatrudniające do 49 osób (dotąd – do dziewięciu). Zapewne wkrótce, wraz z pogarszającą się sytuacją gospodarczą, będzie pracował nad tarczą nr 3, a może i 4. Stanie się tak, jeżeli nie zmieni podejścia i nie zaprosi do współpracy (nie tylko konsultacji) cieszących się autorytetem przedsiębiorców i ekonomistów. Postulaty firm muszą być w większym stopniu uwzględnione, bo inaczej pomoc okaże się przepalaniem pieniędzy, a firmy z niej korzystające i tak zbankrutują.